Wiersze pisane w drodze. Na marginesie twórczości Ludwiki Biesiadowskiej-Szklarek - Jolanta Załęczny
Wiersze pisane w drodze. Na marginesie twórczości Ludwiki Biesiadowskiej-Szklarek - Jolanta Załęczny
„Może to się Pani przyda, znalazłem wśród rodzinnych szpargałów” – powiedział mój znajomy Sławomir Szklarek, przekazując mi skromny tomik poezji zatytułowany „Po drodze” wydany w Glasgow i dwie kserokopie pro-gramów wojskowych spotkań. „Biesiadowska, autorka wierszy, to była moja ciotka” – dodał. Jedna kopia zawierała program uroczystości na powitanie Na-czelnego Wodza gen. Władysława Sikorskiego w Buzułuku w grudniu 1941 roku, znajdowała się w nim informacja, e wiersz ochotniczki Ludwiki Biesiadowskiej recytowała inna ochotniczka Jadwiga Domańska. Wiersze pisane w latach 1940-1943 rzeczywiście powstawały niejako „po drodze”, a zamieszczone pod tekstami miejscowości zdradzały długą tułaczkę autorki: 1940-1941 łagier Jaja, 1941 Buzułuk, 1942 Krasnowodsk, Kanaqin, Kermine i Rehowoth, 1943 Tel-Aviv, Kair, Stambuł i Jerozolima…
Dla historyka każdy ślad przeszłości jest ciekawy i zachęca do poszuki-wań1. I tak zaczęła się moja bliższa „znajomość” z Ludwiką Biesiadowską i jej poezją. Nasuwało się wiele pytań… Jakie były jej losy? Jaką drogę przebyła? Dlaczego trafiła na Syberię? Już pobieżna analiza dat i miejsc sugerowała, e autorka wierszy ma w swojej biografii także syberyjską przeszłość. W jaki sposób z syberyjskiego łagru dotarła do armii? Jak został przyjęty jej wiersz przez gen. Sikorskiego? Pytania mnożyły się, rosło zaciekawienie i chęć poznania losów kobiety- żołnierza z syberyjskim rodowodem. Ambasador Stanisław Kot wspominał,że cię ko szło z uzyskaniem od wojska zwolnienia specjalistów, potrzebnych do różnego rodzaju rządowych prac i wydawnictw, nie mówiąc już o młodzieży, której należało umożliwić studia […] Zaledwie mogłem zdobyć ułatwienie dla kilku ochotniczek, które wzięły się do spisywania swoich przejść więzienno-łagiernych, np. Ludwika Biesiadowska, Ada Halpern, Beata Obertyńska2. ................................ 1 Otrzymany od p. Jacka Iwaszkiewicza pamiętnik jego stryja Leonarda Grucha-cza stał się inspiracją do odtworzenia losów rodziny Gruchaczów: Piotra – powstańca styczniowego, Stanisława – aktywnego działacza niepodległościowego oraz Leonarda – emigranta, zołnierza armii gen. Hallera, uczestnika wojny 1920 roku, działacza Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej w Ameryce; J. Załęczny, Wierni patriotycznym ideałom. Losy rodziny Gruchaczów w świetle zapisków Leonarda Gruchacza, „Niepodległość i Pamięć”, Nr 33/ 2011, s. 7-30. 2 S. Kot, Listy z Rosji do gen. Sikorskiego, Londyn 1956, s. 59. Biesiadowska spisała swoje wspomnienia z okresu zesłania, znalazły się one w Archiwum Instytutu Józefa Piłsudskiego w Ameryce, w zespole archi-walnym nr 85 – Archiwum Apolinarego Kiełczyńskiego (teczka nr 31), trafiły do Archiwum Wschodniego Ośrodka Karta3.
Lektura wspomnień Ludwiki Biesiadowskiej-Szklarek pozwoliła na od-tworzenie skomplikowanych losów polskiej dziewczyny, która urodziła się w złym czasie i w złym miejscu. Ale zawsze i wszędzie starała się cieszyć się życiem, na przekór przeciwnościom… A po latach pisała:
To po to mnie trzymali W wilgotnych kazamatach, Bym mogła a do bólu Czuć czarodziejstwo świata.4
Ludwika Biesiadowska przyszła na świat w polskiej rodzinie w Petersburgu 12 lutego 1911 roku. Jej ojciec Antoni Czapliński był pracownikiem ko-lei, kierownikiem narzędziowni w warsztatach remontowych, matka Anna z Ratyńskich prowadziła damską pracownię krawiecką. Po zakończeniu wojny polsko-bolszewickiej rodzina Czaplińskich otrzymała zgodę na zmianę obywatelstwa radzieckiego na polskie, a w czerwcu 1922 r. wyjechała do Polski. Miejscem stałego pobytu stało się Wilno. Szczęśliwy czas młodości spędzonej w Wilnie będzie powracał we wspomnieniach podczas wojny i zostanie utrwalony w strofach wierszy:
[…] I tak co noc błądzę, Wilno, Twoimi ulicami. Przechodzę przez Bernardynkę,
Co ciemnym zwałem zieleni Spada a w jar głęboki, Kędy Wilejka się pieni.
[…] I pójdę ot tak przed siebie Zwojem uliczek pokrętnym, A tam, gdzie trzy kościoły Śpią na małym placyku zamkniętym.
W roku 1929 Ludwika Czaplińska ukończyła Gimnazjum Państwowe im. Adama Jerzego Czartoryskiego i rozpoczęła studia polonistyczne na jednym z najlepszych wydziałów Uniwersytetu Stefana Batorego. Na pokrycie kosztów nauki zarabiała udzielaniem korepetycji. W 1935 roku uzyskała stopień magistra filozofii. Nauka na uniwersytecie, kontakt ze znakomitymi wykładowcami i studenckie przyjaźnie wywarły ogromny wpływ na całe jej późniejsze życie. Z dumą przywoływała potem te miejsca:
„Ojczyzna, nauka, cnota!” Jakie to dobrze znane […] Vivat Akademia, Wivant professores!
........ 3 Ośrodek Karta, Archiwum Wschodnie, Kolekcje osobiste, Kolekcja wspomnień Komisji Historycznej Zarządu Głównego Związku Sybiraków, ZS 491. Współcześnie zostały opublikowane w tomiku L. Biesiadowska-Szklarek, Nadzieja przeciw nadziei. Wspomnienia i wybór wierszy, Brzesko, b. r. w. 4 Wszystkie cytaty pochodzą z publikacji L. Biesiadowska-Szklarek, Nadzieja przeciw nadziei.Atmosfera przedwojennego Wilna to głęboka religijność lokalnego społeczeństwa, które przysięgało Ostrobramskiej Królowej i „jak fala olbrzymia zatrzymana w biegu skupiło się, ścichło i na kolana padło przed jej Majestatem…” Religijność połączona w patriotyzmem widocznym na każdym kroku:
A ja, ach, tak, pamiętam Ostatni zjazd Legionów. Idą miarowym, sprężystym krokiem, Lufy kołyśnym lśnią czworobokiem, Bojowe twarze powagą ścięte, Bo ponad niemi sztandary święte…
Po ukończeniu studiów Ludwika Czaplińska rozpoczęła w 1935 roku bezpłatną praktykę w polonistycznym ognisku metodycznym przy Państwowym Gimnazjum im. Adama Mickiewicza. Pomagała przy organizacji biblioteki dla nauczycieli, prowadziła wykłady na kursach maturalnych Stowarzyszenia Nauczycielstwa Polskiego. W listopadzie 1935 roku objęła posadę nauczycielki języka polskiego w Państwowym Gimnazjum im. Adama Mickiewicza. Od roku 1937 prowadziła tam bibliotekę, opiekowała się pracownią polonistyczną. Pewnie zostałaby wspaniałą polonistką, ale wrzesień 1939 zmienił plany jej i wszystkich Polaków. W lutym 1940 roku, podczas przekraczania granicy rosyjsko-litewskiej została aresztowana.
Pierwsze badania na posterunku straży granicznej trwały długo. Oglądano dokładnie rzeczy, potem w osobnym pokoju jakaś moskiewka kazała mi się rozebrać i przeglądała wszystko i mnie samą, jak przedmiot. […] Wreszcie po tych wszystkich wstępnych ceremoniach zamknięto mnie w malutkiej kamiennej klit-ce… Od tego rozpoczęły się moje dni więzienne.
Po trzech tygodniach pierwszy więzienny transport, wiodący przez Lidę, gdzie prowadzono drobiazgowe śledztwo. „Dziwili się ciągle, że znam tak dobrze język rosyjski, zapewniali, e mnie wypuszczą, bo mam dokumenty przy sobie, moja sprawa jest jasna…” A potem spreparowany długi akt oskarżenia i po sześciu tygodniach pobytu w więzieniu w Lidzie transport pociągiem na wschód.
Po kierunku zorientowałam się, dokąd nas wiozą. Potem stacja i jeszcze pięć kilometrów marszu po skopanym śniegu. I cel został osiągnięty – mocno stuknęła brama baranowickiego więzienia.
Kolejna rewizja i konfiskata odzie y i ostatnich pamiątek: fotografia męża, obrazek Matki Boskiej Ostrobramskiej, złoty krzyżyk z łańcuszkiem i ślubna obrączka, po zdarciu której pozostała krwawa szrama. Rozpoczął się nowy etap życia, z dala od rodziny, ojczyzny, w poczuciu pozbawienia wszelkiej godności ludzkiej. „Od rana czekałyśmy na noc, z wieczora czekałyśmy dnia i tak trwało”. Monotonię przerywało wprowadzenie do – i tak przepełnionej celi – kolejnych więźniarek, czy niespodziewane wyprowadzenie do łaźni lub na spacer. Nawet święta niczym szczególnym się nie wyrózniały. Więzienna Wielkanoc nie przypominała tamtej rodzinnej sprzed wojny. Tylko w odległych wspomnieniach wracały obrazy marcepanowych kurcząt, bab lukrem bielących się i świątecznych mazurków, dźwięczały wileńskie dzwony:
Już się ozwał Katedralny, Bernardynów I Wizytek już wtóruje mu srebrzystość.
Już rozwarły się Katedry drzwi dostojne, Już się jarzą, już kadzideł dym się snuje I buchnęło organowe, stugłosowe, Rozedrgane w swym triumfie „Alleluja”.
Czas odmierzały więzienne śledztwa, dokwaterowanie kolejnych więźniów, choć w celi było już trzydzieści osób. „Ciasnota po prostu niemożliwa. Spałyśmy dosłownie wtłoczone jedna w drugą, wykorzystując każdy najmniejszy nawet skrawek podłogi.” Dochodziły wieści o coraz bardziej brutalnych metodach wymuszania zeznań, rosło poczucie przygnębienia. „Tęsknota za wolnością zaczęła dręczyć jak najstraszliwsza nostalgia.” Czasem zdarzały się bunty i głodówki, za które naczelnik więzienia karał karcerem. W więzienną codzienność docierały informacje o działaniach polskiego rządu, powtarzano zasłyszane fragmenty przemówień Sikorskiego.
To nas cieszyło najbardziej. Był w Anglii nasz rząd, nasze wojsko, ktoś, kto kiedyś, może w dalekiej nawet przyszłości, zatroszczy się o nas, wyrwie z nie-woli. W takie dni odżywała nadzieja, śpiewałyśmy wojskowe piosenki, snuły marzenia o powrocie do swoich.
Wśród więźniarek zawiązywały się bliższe znajomości. „Kilka osób zwracało powszechną uwagę. Jedną była Jadzia Domańska5, aktorka zawodowa, o której słyszałyśmy du o opowiadań.” Zmiany losu więźniów wyznaczały decyzje o transporcie.
Kiedy dano rozkaz wymarszu, cała sala nagle samorzutnie zaczęła śpiewać „Jeszcze Polska”. Nie pomogły groźby i krzyki strażników. Wyszłyśmy już z sali, a za nami ciągle płynęła pieśń.
Potem przeliczanie i ładowanie po czterdzieści do bydlęcych wagonów.
Głucho dudniły koła, w głowie absolutna, rozpaczliwa pustka. A więc dokonało się. Wywożą. Pierwszy raz zrozumiałam, e nie wszystko jedno, gdzie zginę i gdzie zakopią. […] Zdawało się, e coś się stanie, e tej granicy absolutnie nie można minąć, e to jest więcej ni nieludzkie. Niechby zadręczyli, ale na swojej ziemi. A pociąg gnał, nie zatrzymując się nigdzie.
Dopiero którejś nocy postój w Mińsku, a potem miejsce przeznaczenia – Orsza. Cela o wymiarach 3 na 3,5 metra, a w niej 30 kobiet. Więzienna codzienność i informacja, że wywożą na północ. „W ciszy i męce niepewności brzmiało to jak requiem. W ubikacji zaczęły się zjawiać na ścianach wydrapane napisy: „Uwaga – dają wyroki”.
................... 5 Jadwiga Domańska – aktorka, rezyser, pedagog. Występowała od roku 1932 m.in. w Wilnie, Łodzi, Łucku, Lublinie i Bydgoszczy. Po wybuchu wojny brała udział w działalności konspiracyjnej ZWZ w Wilnie. W styczniu 1940 r. została aresztowana przez NKWD, skazana na 8 lat cię kich robót i wywieziona na Syberię. Zwolniona w 1941 trafiła do Armii Andersa, gdzie zainicjowała działalność kulturalno-artystyczną. Z Teatrem Dramatycznym Armii Polskiej na Wschodzie przebyła cały szlak wojenny. W latach 1943-48 była kierownikiem artystycznym Żołnierskiego Teatru Dramatyczne-go. Po 1948 r. była współtwórczynią polskich teatrów emigracyjnych w Londynie. Od roku 1960 kontynuowała działalność artystyczną w Kanadzie, tam te ukończyła studia pedagogiczne. Od 1967 mieszkała w Ottawie, w latach 1980-87 prowadziła tam polski program telewizyjny. Zmarła w roku 1996 r.
Biesiadowska została skazana na 5 lat przymusowych robót w karnym obozie pracy. „Dlaczego specjalnie w karnym – nie wiem” – pisała po latach we wspomnieniach.
To tylko było najgorsze, e miejscowość, gdzie miałam być odesłana, nazywała się Jaja, a więc nie Poćma, a więc stracona nadzieja spotkania kogoś z dawnych znajomych.
Rozpoczął się kolejny etap obozowej gehenny. Wywożono w wagonach towarowych, a podróży towarzyszyła „uporczywa myśl, e jadę coraz dalej i dalej, bez nadziei powrotu.” Po drodze dwudniowy postój w Moskwie, potem most na Wołdze, Ural i „wjechałyśmy na obszar Syberii. […]”. W Naryjsku, „daleko za Nowosybirskiem nastąpił kres podróży.” Ale nie na długo, bo jesz-cze doba w pociągu, długi marsz przez pola, potem dwie godziny na lodowatym wietrze i zakwaterowanie w łagrowych barakach. Długich, drewnianych, z dwoma piecami i szeregami dwupiętrowych legowisk. W punkcie centralnym sanktuarium – stolik nakryty czerwoną płachtą, ławka, a na ścianie portret Sta-lina. Pośrodku obozu kino i biblioteka z komunistycznymi broszurami. Łagrowe życie wyznaczała praca w jajskiej fabryce odzie y6. Od 6 do 19 z koniecznym wyrobieniem normy, bo od tego zależał przydział chleba7. Czas wolny od pracy przeznaczony był na przymusowe lekcje komunistycznego wychowania.
Dziś rano znów „powierka” rzeczy, Dziś wieczorem codzienne „wnikanie”, Znów „cech”, „rozgruzka”, „brak”, „norma”, Ciągła rozpacz nie do wytrzymania.
[…] A potem znów w krąg, w kółko to samo, Znów zaciska się zęby, znów serce skowyczy I ani jednej łzy. A tylko w nocy kusi Poprzeczna belka na ponurej pryczy. A jednak tak nie można, nie wolno, nie trzeba…
Życie pozbawione nadziei płynęło monotonnie. Urozmaicały je tylko rzadkie chwile szczęścia, gdy nadchodził list z domu. W dalekiej Polsce pozostali rodzice i bliscy, tam te zostały pozbawione rodziców dzieci. Takim dzieckiem była Bozenka, „jasnowłosa Jadzina córeczka”, którą Biesiadowska znała „tylko z opowiadań, no i z fotografii troszeczkę.” Od przebywającej w łagrze matki dziewczynki wiedziała, e ma ona „jasne loczki i minkę trochę duzej panienki, ze lubi mówić o gwiazdach, a z bajek najwięcej kocha tę o wielkim, strasznym czarowniku.” Tytułowa Bozenka nie znała matki, dla niej ta cierpiąca w łagrze i tęskniąca kobieta to „jakaś obca”, nieznana pani, o niej i jej podobnych będzie się być może uczyła na lekcjach historii powaznej, kiedy „bardzo stary profesor w okularach będzie mówił długo i szeroko o światowej wojny kuluarach”.
........................ 6 Jajska fabryka odzie y była w 1940 roku największym przedsiębiorstwem GUŁAG-u szyjącym ubrania dla więźniów, pracowali tam więźniowie zesłani do Syberyjskiego ITŁ (Syberyjskiego Poprawczego Obozu Pracy); Łagry. Przewodnik encyklopedyczny, pod red. N. Ochotina i A. Roginskiego, Warszawa 1998, s. 477-478. 7 Dzienna norma chleba ustalona w październiku 1941 roku dla więźnia zatrudnionego przy produkcji wykonującego 200% normy i więcej wynosiła 800 gram, 100%
– 600 gram, do 50% – 300 gram. W praktyce przydziały były znacznie nizsze; S. Cie-sielski, GUŁag. Radzieckie obozy koncentracyjne 1918-1953, Warszawa 2010, s. 337.
Nastały mrozy, śniezyce, huragany.Mijały dni rozpaczliwie beznadziejne, znaczone na ciemnogranatowym niebie malinowymi wschodami i zachodami. Piękniejszego nieba ni tam i takich wschodów i zachodów słońca nie ma nigdzie.
Równie pięknie prezentowała się zorza polarna.
Całe niebo zasłaniała jedna świetlista gwiazda o gigantycznych słupach pro-mieni. Środek, złozony cały z jaśniejących, drgających nieustannie cząstek, zmieniał co pewien czas miejsce i słupy promieni natychmiast przystosowywały się do niego. Tło nieba było jasnobłękitne, jakby pociągnięte uroczystą białawą poświatą, a zywa gwiazda nasuwała myśl o legendach i objawieniach świętych postaci.
Na przekór wszystkiemu więźniów nie opuszczała nadzieja, która „w głębi serc zamknięta kaze śnić inaczej, wierzyć, e jeszcze nie wszystko skończone, że los się odmieni…”
że kiedyś wreszcie, o jakiejś godzinie, O świcie, czy o zmierzchu skończy się zło tragiczne I pociąg długi, pośpiechem zdyszany Ominie z wolna dwa słupy graniczne.
I stał się cud, przyszło upalne lato 1941 roku, a wraz z nim wiadomość o podpisanym 30 lipca układzie polsko-rosyjskim przywracającym stosunki między ZSRR a Polską i zezwalającym na utworzenie na terenie Związku Radzieckiego polskiej armii8. Na wieść o ogłoszonej 12 sierpnia amnestii dla polskich jeńców wojennych i wszystkich obywateli polskich więzionych na terenie ZSRR napisała Biesiadowska dzień później wiersz zatytułowany „Sikorskiemu”.
Pierwszy raz imię Twoje, Generale, Przyszło na fali radiowej z Londynu. […] mówiłeś, e nasi męzowie i bracia Są przy tobie, bliscy, e tworzą wojsko I, e Polska – będzie.
Tych słów ja, Generale, nigdy nie zapomnę.. O, Ty nie wiesz przecie,
Co znaczy tu otrzymać wolność z polskiej ręki I imię Twe w sowieckiej przeczytać gazecie.
Wtedy nie wiedziała, nie mogła nawet przewidywać, jaki będzie los tego wiersza… Na zwolnienie musiała jednak Biesiadowska poczekać. Ale wreszcie nadeszła długo oczekiwana wolność.
Razem z dwiema kolezankami wyszłam za bramę łagru. Po raz pierwszy od dwóch prawie lat bojec z karabinem nie szedł za nami. Nie umiem opisać tego uczucia. Wolno było cieszyć się słońcem, wodą, powietrzem. Cały świat nabrał koloru. Czy moze być większe szczęście?
........................... 8 Wieści o podpisanej umowie, a potem o amnestii docierały do więźniów rónymi drogami. Biesiadowska tak opisuje ten moment: „Któregoś wieczora [...] uderzył mnie dziwny widok. […] Tam, gdzie pracowały Polki, stał naczelnik otoczony tłumem dziewcząt i coś im czytał, a one co chwila zagłuszały go burzą oklasków albo ściskały jedna drugą. W pewnym momencie myślałam, e zwariowały. Podeszłam blizej i do-wiedziałam się o traktacie polsko-rosyjskim i o amnestii.”
Zwolnienie z łagru oznaczało skierowanie do Czimkentu, miasta w Uzbkistanie. Podróz pociągiem, mimo niewygody, napawała optymizmem.
Wsiadłyśmy do pociągu wypełnionego niemal wyłącznie powracającymi łagiernikami. Wszędzie słychać było polską mowę. […] Tę drogę wspominam ja-ko jedną z cudowniejszych w zyciu. […] Przez cały czas towarzyszyło nam upojne uczucie wolności i podziwu dla piękna świata, zwłaszcza cudnych Gór Ałmatyjskich – brązowych wieczorem i ró owo-mglistych o wschodzie.
Po trwającej 8 dni podrózy wreszcie Czimkent9. Miasto, w którym urzekła Biesiadowską gościnność mieszkańców. Wkrótce szczęśliwie udało się zdo-być posadę nauczycielki w wiosce oddalonej o 8 kilometrów. Historia zatoczyła koło, nauczycielka języka polskiego z Wilna została nauczycielką w rosyjskiej szkole. Ale do pełni szczęścia wciąz jeszcze czegoś brakowało. „Co dzień bywałyśmy w urzędzie wojskowym, zeby dowiedzieć się, gdzie tworzy się nasza armia.” Bo jak pisał Feliks Konarski: „Były jedynie dwie kategorie ludzi: ci, którzy byli w wojsku i ci, którzy za wszelką cenę chcieli być!”10 Uzyskanie informacji nie było łatwe, pomógł jakiś przygodny ukraiński artysta, który przypomniał sobie, ze podczas tournee przejed ał przez Buzułuk i tam widział polskie wojsko. Posłały zgłoszenie, po długim oczekiwaniu, gdy juz traciły nadzieję, przyszło wezwanie do polskiej armii. I znów podróz pociągiem, ale w jak e innym nastroju11. Po raz kolejny Ural, a potem pogrązony w nocnej drzemce Buzułuk12. Dom, przed którym
przechadzał się tam i z powrotem prawdziwy polski zołnierz z karabinem i orzełkiem na czapce. Nad drzwiami powiewały chorągwie13. […] Nie zapłakałyśmy ze wzruszenia – tego nie mozna było wyrazić płaczem, tylko zadna z nas nie potrafiła wydobyć z gardła najmniejszego głosu. Bo jak e – przecie w tym sowieckim mieście chwiał się swobodnie na wietrze i mienił się w łzawej mgle biało-czerwony sztandar. Oto po latach poniewierki, poprzez tysiące, tysiące kilometrów przemówiła do nas ojczyzna.
Wkrótce Ludwika Biesiadowska wstąpiła do Pomocniczej Słuzby Kobiet, formacji powołanej rozkazem gen. Władysława Andersa we wrześniu 1941 roku14, której ołnierzy nazywano popularnie „pestkami”15. W Buzułuku utworze ...................... 9 W obwodzie Czimkent znajdowały się du e skupiska ludności polskiej, część Polaków – tak jak Biesiadowska – przybyła tam w roku 1941. Warunki egzystencji były bardzo cię kie, często koczowano pod gołym niebem, bez środków do zycia; S. Kot, Rozmowy z Kremlem, Londyn 1959, s. 76. 10 F. Konarski, Piosenki z plecaka Helenki, Rzym 1946, s. 47. 11 Podobnie jak Biesiadowska wspominało tę podróz wielu Polaków, np. T. Gwiazda-Dłuska, Wspomnienia o niedoli mojej rodziny, [w:] „Wspomnienia Sybiraków”, t. I, Warszawa 1990, s. 106-107. 12 Buzułuk – miejscowość koło Kujbyszewa, nad rzeką Samarą, gdzie we wrześniu 1941 roku ulokowano Dowództwo Armii Polskiej. 13 Do siedziby dowództwa, nad którą powiewały trzy flagi: polska, brytyjska i radziecka, docierały kolejne grupy ochotników; K. Filipow, Z. Wawer, Przechodniu, powiedz Polsce…, Warszawa 1991, s. 72. 14 Szczegóły organizacji PSK sprecyzował gen.W. Sikorski w instrukcji przekazanej gen. W. Andresowi w grudniu 1941 roku. Podkreślał w niej, e kobiety w armii mogą pełnić funkcje personelu szpitalnego, świetliczanek i kantyniarek, maszynistek, telefonistek, telegrafistek, szoferek oraz pracowników administracyjno-gospodarczych.
Stworzono szefostwo PSK, kierowała nim Władysława Piechowska16. Warunki zycia w Buzułuku były trudne, wojsko mieszkało w namiotach albo ziemiankach. W ziemiankach lokowano te świetlice prowadzone przez ochotniczki z PSK. Pomimo wojennych trudów kobiety spisywały się bardzo dzielnie, były szczęśliwe i dumne, e mogą nosić polski mundur17. Ochotniczki pracowały w szpitalach i przychodniach, biurach, sierocińcach, magazynach, kasynach, kuchniach, pralniach i szwalniach, prowadziły świetlice. Szczególną rolę odgrywała właśnie praca świetliczanek, które organizowały zycie kulturalne, pomagały zołnierzom w pisaniu listów do rodzin, przygotowywały gazetki ścienne i programy artystyczne. W PSK wydawano gazetkę noszącą tytuł „Ochotniczka”18.
Biesiadowska została przydzielona do plutonu oświatowego, a potem – w charakterze referenta – do biura historycznego. Jesienią 1941 roku napisała słowa „Hymnu Ochotniczek”, muzykę do tekstu skomponowała Aleksandra Hanuszowa. Baczność! Na sztandar zwracamy jasny wzrok! Nadszedł ju czas, Ojczyzna woła nas! W rytm serc gorących uderza równy krok. Znamy ten szlak, to kobiet polskich szlak.
Refren: My całym światem wędrujemy, Śmierć czarna strzeze trudnych dróg. Lecz w duszach niesiemy płomień,, Bo naszym hasłem Polska jest i Bóg.
Choć czasem smutno, nie błyska w oku łza. Męstwo i hart w ofierze trzeba dać, My dzisiaj wszystkie w najświętszej słuzbie tej, Na posterunku do końca będziem trwać.
Refren: My całym światem…19
Niezwykłe w zyciu Ludwiki Biesiadowskiej wydarzenie miało miejsce w grudniu 1941 roku. Wtedy to gen. Władysław Sikorski odbywał objazd polskich obozów w ZSRR i 11 grudnia odwiedził obóz w Buzułuku, gdzie zapa...
Kobiety mają być traktowane jak normalni zołnierze, a stosunek do nich musi być pod ka dym względem wzorowy; M. Maćkowska, Pomocnicza Słuzba Kobiet w Polskich Siłach Zbrojnych w okresie 2 wojny światowej, Londyn 1990, s. 15-16. ...................... 15 „Nasze drogie „pestki”, których poświęcenie przejdzie kiedyś […] do historii całego uchodźstwa polskiego, dają z siebie wszystko, co tylko mogą. Ich praca i samo-zaparcie jest godne podziwu…” Tak o kobietach- zołnierzach pisał zołnierz Armii Andersa Bronisław Dowgiałło; B. Dowgiałło, Z wojennego szlaku (1939-1942), [w:] Tak było… Sybiracy 8. Wyszli z Andersem, Kraków 2002, s. 189. 16 O organizowaniu PSK szerzej: M. Maćkowska, op. cit., s. 11-13.
17 Hermina Naglerowa wspominała: „Nosiłyśmy mundur przez pięć długich lat. Był dla nas najpiękniejszą suknią zdobiąca naszą pracę i nas same”; H. Naglerowa, Pięć lat PSK, „Ochotniczka” Rzym, IX 1946, nr 9.
18 Początkowo jej nakład to zaledwie 4-6 egzemplarzy, pisana był ręcznie, a ilustrowały ją Maria Milejowa, Maria Zaleska-Stokłosa i I ykowska. Z powodu braku materiałów gazetka szybko przestała wychodzić. Wznowiono jej wydawanie dopiero w październiku 1943 roku w Palestynie. Redaktorką została Hermina Naglerowa. Ostatni numer ukazał się we wrześniu 1946 roku.
19 Tekst hymnu został zamieszczony na łamach I drukowanego numeru „Ochotniczki” w październiku 1943 roku.
Panował szczególny nastrój. Kazdy „ zołnierz chciał zobaczyć swego Naczelnego Wodza, którego nazwisko urastało dla niego – więźnia i łagiernika – do niemal symbolu, za jaki tyle wycierpiał. Żołnierz miał przywitać w gen. Sikorskim […] przede wszystkim oswobodziciela, który go wyrwał śmierci i dał mu prawo do dalszej walki.”20
W Buzułuku gen. Władysław Sikorski był uroczyście witany przez żołnierzy, już w angielskich mundurach i z bronią. Na dworcu orkiestra zagrała hymn i odbyła się defilada. Potem – wraz z towarzyszące mu osobami – spotkał się z szefami służ b i komend w siedzibie Sztabu. Powitalne przemówienie wy-głosił gen. Władysław Andres, podkreślił zasługi Sikorskiego i zapewnił o gotowości wojska do najwyższych poświęceń. Na przyjazd Naczelnego Wodza przygotowano specjalny program artystyczny, którego pierwszy punkt stanowiła recytacja wiersza Ludwiki Biesiadowskiej „Sikorskiemu”, napisanego jeszcze w sowieckim łagrze w 1941 roku, w wykonaniu artystki teatru wileńskiego Jadwigi Domańskiej. „Wiersz był wyjątkowo silny w wyrazie, oddawał przeżycia duchowe i świadczył czym było dla więźniów-zesłańców nazwisko Sikorskiego”21.
Jak wspominał Stanisław Kot, recytacja ta w sposób szczególny wzruszyła generała, który uściskał z rozczuleniem autorkę i recytatorkę22. W programie były ponadto: zbiorowa deklamacja kolejnego wiersza Biesiadowskiej „Ochotniczka”, pieśni w wykonaniu ppor. Stanisława Pieczora, fantazje z pieśni żołnierskich w opracowaniu kapelmistrza Ludwika Philipsa zagrane przez orkiestrę szwadronu przybocznego, piosenki w wykonaniu kwartetu wokalnego ochotni-czek (układ i akompaniament por. Jerzy Kropiwnicki), „Piosenka o rodzinnym domu” odśpiewana przez Zofię Terne, wiersze Konrada Toma: „Sternik” i „Dojdziemy” recytowane przez Jadwigę Domańską, scenka pióra Toma „Przetwórnia wojskowa” w wykonaniu ppor. A. Szczepańskiego, plut. B. Kersena i kpr. S. Belskiego oraz występ chóru kandydatów do szkoły podchorążych23.
Niewątpliwie Ludwika Biesiadowska – podobnie jak inni żołnierze – mocno przeżywała wizytę gen. Sikorskiego. Pod wpływem emocji powstał ko-lejny wiersz „Powrót” opatrzony przez autorkę adnotacją: „w Buzułuku, 1941 rok. Wiersz na przyjazd Generała.”
Wiecie, czasami mi się marzy pijany szczęściem dzień powrotu, Kolumny pierwsze juz wkraczają do miasta z dalekiego lotu. Tłum na ulicach, na balkonach wita nas zywym transparentem i orgia, orgia oszalała, najdroższej bieli z amarantem.[…] a my idziemy wcią , manierka brzęknie lub zalśni w słońcu lufa mauzera.[…] słuchajcie, my musimy wrócić,za bardzo tęsknią tam za nami.
Wiersze pisane w Buzułuku okazywały z jednej strony codzienne życie żołnierzy, z drugiej zaś były poetyckim zapisem marzeń i wspomnień. .......................... 20 K. Rudnicki, Na polskim szlaku, cyt. za S. Kot, op. cit., s. 67. 21 M. Maćkowska, op. cit., s. 15 22 S. Kot, op. cit., s. 215 23 Program uroczystego poranku na powitanie Naczelnego Wodza – kserokopia w posiadaniu autorki.
Taki codzienny ranek […] za minut dwadzieścia zbiórka, za pół godziny marsz. A serce wciąż rwie się do miejsc i osób kochanych… Coś mi w duszy wciąż płacze, coś w niej zyje i wzrasta…
Przystaję, serce ściska cichutko i boleśnie Nagła, nawrotna fala. Przychodziłeś dziś do mnie we śnie.
Życie wojskowe, choć surowe i podlegające dyscyplinie, skłaniało do za-dumy, sprzyjało wspomnieniom. W Mikołajki 1941 roku Biesiadowska napisała wiersz „Do Marysi”, w którym przywołała „dawne zamierzchłe czasy, zabawy dziecinne, obiady gotowane dla lalek, […] jabłka z sadu ciotki kradzione, pamiętne wieczory w małym pokoiku, uśmiechniętą twarz mamy…” Twarda zołnierka, z syberyjską przeszłością, a jednocześnie tkliwa, sentymentalna, kobieca.
Ochotniczki PSK zatrudnione jako świetliczanki miały wiele zadań. Przepisywały komunikaty radiowe i przekazywały ich treść zołnierzom, urządzały jasełka i wieczory kolęd, organizowały zycie kulturalne. W Buzułuku, daleko od ojczyzny wszelkie uroczystości nabierały szczególnego znaczenia. Taki charakter miał wieczór ku czci Najświętszej Marii Panny Zwycięskiej, jaki odbył się 14 grudnia 1941 roku. Program wieczoru był bardzo bogaty. Najpierw Bogurodzica Dziewica w wykonaniu chóru pod batutą por. Jerzego Kropiwnickiego, a po nim przemówienie gen. Wacława Przeździeckiego. Ochotniczka A. Kopijczukowa zagrała kilka melodii na skrzypcach solo, a następnie duet W. Wójcikiewicz i A. Kopijczukowa wykonał „Ave Maria”. Jadwiga Domańska z właściwym sobie kunsztem aktorskim zaprezentowała wiersz „Częstochowska” autorstwa Kazimierzy Iłłakowiczówny oraz napisany przez Ludwikę Biesiadowska tekst „Przysięgaliśmy Ostrobramskiej Królowej”.
Kiedyś dawno, drugiego lipca w Wilnie Przysięgaliśmy Ostrobramskiej Królowej. Tłum jak fala olbrzymia zatrzymana w biegu Skupił się, ścichł i na kolana padł przed Majestatem.[…] Czas przeminął i klęską zaciązył nad nami.[…] Daj nam, o Pani Jasna, ten cię ki szlak porzucić, Pomóz nam wszystkim przetrwać i pomóz wszystkim wrócić […] Krok nasz równo uderza, morze wydarzeń wzbiera, Pozwól iść szlakiem polskim zołnierza i bohatera.
W podniosłym, religijnym nastroju utrzymane były kolejne punkty programu: „Kołysanka Maryi” w wykonaniu H. Wyszkowskiej i chóralna modli-twa „Zdrowaś Mario”. Na zakończenie por. Jerzy Kropiwnicki zaprezentował improwizacje na fisharmonii, a Jadwiga Domańska wraz z chórem przedstawiła „Śluby Jana Kazimierza”. Tekst opracowali: Ludwika Biesiadowska i kpt. Walerian Charkiewicz, dekoracje wykonał ppor. Stanisław Westwalewicz24.
Jak widać, poetycki talent Biesiadowskiej znalazł swoje miejsce w wojskowym zyciu kulturalnym. Z okresu pobytu w ZSRR (do września 1942) po-chodzą te inne jej teksty, jak choćby pełen nostalgii wiersz „Wielkanoc w Wilnie” napisany w Kermine w Wielkanoc 1942 roku. Czas wojskowej słuzby ........................... 24 Wieczór Maryański ku czci Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny Zwycięskiej. Niedziela 14 XII 1941. W Buzułuku Sztab Polskich Sił Zbrojnych w ZSRR – kserokopia w posiadaniu autorki.
w 7 Dywizji Piechoty25 wypełniały marzenia o domku „z galeryjką i ze wschodnim, kolumnowym gankiem, gdzie mozna byłoby spędzać czas z mężczyzną, który siadłby przy mnie bliziutko i patrzył w oczy”. Otoczenie, „gdzie góry są ciemne sepią, góry są ciemnym fioletem i pławią się w turkusowym Kaspijskim Morzu” budziło zachwyt, ale te potęgowało samotność:
I tylko czasem, wieczorem, gdy góry ju sczernieją A wiatr łagodny powieje od morza błękitną tęsknotą, Tak kulę się niespodzianie, tak dr ę w straszliwym Chłodzie, Jak psiak bezdomny, co pragnie swojego pana pieszczoty.
Wracały te wspomnienia rodziny, a listy do matki nabierały poetyckiej formy:
Wiesz matulu, tutaj co dzień z rana Suną wolno tak wielbłądów karawany, W dali widać jakieś obce góry, Z dołu cieniem się błękitnią ponurym Rózowieją wy ej długim szeregiem I a w chmurach giną białym śniegiem.
I pomimo pięknej przyrody, to „obco, nieprzytulnie jest czasem”, a do te-go „beznadziejnie tęskni się”. I narasta al, „ e tak dawno juz , kochani moi, nie chcieliście odwiedzić mnie choć we śnie”. Więc pojawia się jedno wielkie, a przecie nierealne marzenie:
[…] wiecie, co bym chciała,
Tak pojechać do was morzem, lądem, Choćby takim sobie pierwszym lepszym, Ukradzionym z karawany wielbłądem. Przyszłabym wieczorem, niespodzianie, Cóz za radość byłaby, mój Bo e, Śmiech, okrzyki, zapytania przerywane…
Ze Związku Radzieckiego droga wiodła najpierw do Iraku (w trakcie transportu Biesiadowska prowadziła zołnierską kantynę), a potem do Palestyny, gdzie w miejscowości Rehowoth organizowała wojskową świetlicę, redagowała gazetkę ścienną i pisała teksty do „Gazety Polskiej”. Kolejne Bo e Narodzenie z dala od kraju i najblizszych przywołało wspomnienia, które zainspirowały do napisania wiersza „Ballada o Bozym Narodzeniu w Wilnie 1942 roku”. To poetycki opis wędrówki Matki Boskiej z maleńkim Jezusem po ulicach i świątyniach Wilna. W kościele św. Michała złozyła dzieciątko w złobie i wtedy przyszli do niego niczym trzej królowie „prawdziwi, polscy, z orzełkiem na czapkach –z ołnierze”. Był wśród nich „junaczek zuchwały”, który „chciał się samej Pani Świętej meldować, tak, jak go pan wachmistrz uczył”. Ale ze wzruszenia „coś go w gardle zdławiło, stanął tylko na baczność a miło i rękę do czapki przyłozył…”
A potem po kryjomu, Nic nie mówiąc nikomu,[…] ....................... 25 W materiałach przechowywanych w Archiwum Wschodnim Ośrodka Karta znajduje się kserokopia legitymacji ochotniczki Ludwiki Biesiadowskiej zajmującej stanowisko kancelistki Kwatery Głównej 7 Dywizji Piechoty (legitymacja nr 12 wystawiona przez Dowódcę Polskich Sił Zbrojnych w ZSRR).
Z kieszeni wyjmował i dawał do rączek uśmiechniętej dzieciny Pomarańcze złote z Palestyny […]
Był te „jeden sierzant stary, który dał na sercu chowany kawałek dobrej przepowiedni skryptu i kilka skarabeuszy z kości słoniowej, wiezionych dla Syneczka z dalekiego Egiptu.[…] A potem ktoś zaszeptał głucho do drugiego na ucho, e zimno. Więc skupili się w kolisko”.
I zapłonęło wnet przed złobeczkiem zołnierskim obyczajem ognisko. A, e drzewa nie mieli, ani kawałeczka wcale, Więc na ogień swe serca od miłości płonące rzucali.
Kolejny rok 1943 upłynął Biesiadowskiej między Jerozolimą a Stambułem. W styczniu trzymała stypendium z Funduszu Kultury Narodowej26, dzięki czemu mogła uporządkować wspomniane juz zapiski z pobytu na zesłaniu oraz przygotować do druku tomik wierszy zatytułowany „Po drodze z Wilna czy Nowogródka na Syberię, a przez Persję, Irak, Palestynę i Egipt do Turcji…” wydany przez Ksiąznicę Polską w Glasgow27. Od marca 1943 roku pracowała w Ambasadzie Polskiej w Stambule, prowadziła tam kancelarię, zajmowała się te organizowaniem pomocy dla jeńców wojennych w Niemczech28. Okres ten przyniósł kolejne teksty poetyckie. Wymownie brzmiał wiersz „Niemcom”, w którym autorka przestrzegała wroga, e nie moze czuć się bezkarny ani bezpieczny. Przemawiała do Niemców kategorycznym tonem: „wam się jeszcze zdaje, e zbrodnią i przemocą zmusicie nas zapomnieć i w nowy sposób zyć…” A przecie „dla nas to jest sprawa, by nie być, albo być.” W tej sytuacji nie pomogą: wojsko, nakazy, ani prawa, ani najstraszniejsze nawet cierpienia, bo
Nie potraficie zmusić do zaniechania walki, Wyplenić z duszy polskiej miłości do Ojczyzny!
Bunt przeciw wojnie mieszał się z tęsknotą za krajem, przywoływał wspomnienia miejsc znanych, a tak odległych. W strofach wierszy pojawiał się obraz Warszawy, której ulice „miękkim wiatrem wilgotne przedwiośnie opętało.” A gdy kamienice „w milcząca noc zasłuchane stoją”, dziewczęce dłonie rozlepiają plakaty, by następnego dnia zadrzały radośnie serca „ludziom zgnębionym”. By powiało wolnością… ..................... 26 Fundusz Kultury Narodowej powstał w Pary u, potem funkcjonował w Londynie. Kierował nim Jan Hulewicz. Udzielał artystom i naukowcom wsparcia finansowego, dzięki czemu otrzymywali oni zasiłki, finansowano ich wyjazdy i publikacje (np.opublikowany w Glasgow w 1945 roku tomik wierszy L. Biesiadowskiej, W drodze); M. Danilewicz-Zielińska, Szkice o literaturze emigracyjnej, Pary 1978, s. 81-84. 27 To właśnie ten tomik otrzymała autorka od krewnego Biesiadowskiej. 28 Praca Biesiadowskiej spotkała się z uznaniem przełozonych. Kierownik Placówki w Stambule w piśmie z dnia 17 sierpnia 1945 roku pisał: „Stwierdzam, i Ludwika Biesiadowska pracowała w placówce MSZ w Stambule od dnia 1 marca 1943 do 17 sierpnia 1945 (tj. do dnia zakończenia prac likwidacyjnych w Turcji) prowadząc dział kancelarii ogólnej oraz pomocy paczkowej dla kraju wykazała się wyjątkową sumienność, dokładność i szczere ideowe oddanie pracy. Na szczególne podkreślenie zasługuje dyskrecja i obowiązkowość w wykonywaniu powierzonych jej obowiązków”. Kserokopia pisma w materiałach Archiwum Wschodniego Ośrodka Karta, ZS 491.
Ranek w jasność białawą spowił Postać małą, bezwładną i krwawą. Rozpłakała się mglistym świtem Nad swym dzieckiem walcząca Warszawa.
Ale na przekór wszystkiemu otaczający świat kusił swym pięknem, więc warto było czasem „samotnie, wieczorem po stambulskich ulicach chodzić, […] błądzić wśród tłumu ludzi, […] skręcać w obce zaułki”. Podziwiać moment, gdy „zalśni znienacka na Bosforze połysk białawy”. Wtedy w wyobraźni mozna toczyć długie rozmowy… Czasem jednak, gdy „deszcz za oknem pada, wicher dmie od Bosforu, kłębi się w duszy al”. I przychodzi gorzka refleksja: „wszystko jest tam, a nie tu”. Bo przecie – jak podkreślała z zalem Biesiadowska – „coś się w zyciu ju skończyło, […] nie mam domu, ni ojczyzny i przybłędą jestem wszędzie.”
Po zakończeniu działań wojennych była nadal związana z armią, była spikerką radiową, a od kwietnia 1946 roku pracowała w Sekcji Wydawniczej w Jerozolimie jako korektorka. Przełozeni docenili jej ofiarną słuzbę. Na mocy rozkazu nr 111/46 ochotniczka Ludwika Biesiadowska z Kompanii Zapasowej PWSK została odznaczona medalem Wojska Polskiego29. We wrześniu 1947 roku wyjechała do Anglii, a po odejściu do rezerwy podjęła pracę w londyńskim muzeum nauki i techniki. Pracowała w aptece i w biurze opiekuńczym. Dzięki kontaktom z profesorem Stanisławem Kościałkowskim (przedwojennym wykładowcą historii na Uniwersytecie w Wilnie) udało się jej uzyskać zaświadczenie o ukończonych studiach polonistycznych30. Po wyjeździe do Stanów Zjednoczonych została zatrudniona w Miejskim Towarzystwie Opiekuńczym w Chicago, a potem w Instytucie Sztuki.
Po rozwodzie z pierwszym męzem Bohdanem Biesiadowskim, 21 sierpnia 1954 roku poślubiła Mariana Szklarka (1915-2005), zołnierza Polskich Sił Zbrojnych31.
Ludwika Biesiadowska-Szklarek zginęła w wypadku w 1976 roku. Jej prochy wróciły do Polski, zostały pochowane na cmentarzu Doły w Łodzi. Ode-szła kobieta-zesłaniec, kobieta- zołnierz. Pozostała pamięć. Po śmierci Biesiadowskiej w Chicago odbyła się akademia, podczas której zegnano zmarłą jak zołnierza. W Polsce w roku 1981 zamieszczono w „Odgłosach” artykuł o niej oraz kilka wierszy, a rok później program IV Polskiego Radia wyemitował audycję jej poświęconą. Wiersze Biesiadowskiej trafiły do wielu tomików poezji ........................................ 29 Legitymacja Nr 3028 – kserokopia w materiałach w Archiwom Wschodnim Ośrodka Karta ZS 491. 30 W piśmie z 1 października 1945 roku Stanisław Kościałkowski potwierdził, e „Ludwika Biesiadowska (wówczas jeszcze Czaplińska) odbyła studia na wydziale humanistycznym Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie i po złozeniu ze skutkiem poyślnym wszystkich przepisanych egzaminów oraz napisaniu rozprawy na temat „ e-romski a pozytywiści” i przyjęciu jej przez komisję otrzymała w roku 1935 dyplom mgr filozofii w zakresie filologii polskiej. W roku 1938 po upływie przepisanego dwulecia złozyła egzamin kwalifikacyjny na nauczyciela szkół średnich;” kserokopia w materia-łach w Archiwom Wschodnim Ośrodka Karta ZS 491. 31 Losy Mariana Szklarka zostały szczegółowo opisane na łamach „Rocznika Legionowskiego”: B. i S. Szklarek, zycie jak wiek długie, „Rocznik Legionowski”, III, 2008, s. 252-283. Tam te wzmianka o Ludwice Biesiadowskiej-Szklarek (s. 277).
łagrowej i zesłańczej. Znalazły się w wydanej w roku 1993 antologii polskiej poezji zołnierskiej na obczyźnie 1939-1945 zatytułowanej „Wiatr nas nosi po świecie”32. Wiersz dedykowany Sikorskiemu zamieszczony został w antologii tekstów o gen. W. Sikorskim33, pięć utworów przytoczyła Nina Taylor-Terlecka w „Gułagu polskich poetów”34. Pod względem artystycznym twórczość Ludwiki Biesiadowskiej mo na zapewne oceniać bardzo róz nie, nalezy jednak pamiętać, ze wiersz to nie tylko utwór literacki. W przypadku zapisków z zesłania czy zołnierskiej biografii, nalezy traktować wiersz jako swoiste źródło historyczne, które dokumentuje losy Polaków podczas wojny. Obok osobistych prze zyć są w nim zawarte kronikarskie zapiski ukazujące warunki zycia, a tęsknota za krajem i rodziną miesza się z zachwytami nad pięknem przyrody. Wiersze i wspomnienia Ludwiki Biesiadowskiej pozostają w strefie cienia między historią a obszarem pamięci i dlatego są tak wazne, zarówno dla historyka, badacza wojennych losów Polaków jak i dla osób, które doświadczyły wojennych przezyć. ............ 32 A. Międzyrzecki, B. Klimaszewski, W. Ligęza, Wiatr nas nosi po świecie. An-tologia polskiej poezji ołnierskiej na obczyźnie 1939-1945, Kraków 1993, s. 59. 33 J. Feduszka, Jenerał Sikorski – antologia tekstów o gen. W. Sikorskim, Mielec– Zamość 2008, s. 13. 34 N. Taylor-Terlecka, Gułag polskich poetów, Warszawa 2011, s. 31-37.
/Źródło: " Zesłaniec"/
RELACJE Z ZESŁANIA
By czas nie zatarł śladów naszych do świadczeń syberyjskich od wieków najdawniejszych aż po okres drugiej wojny światowej oraz w pierwszych latach po jej zakończeniu, a pamięć o tym trwała, redakcja „Zesłańca” postanowiła utworzy ć nowy dział poświęcony tej problematyce. Spełniamy tym samym prośby wielu Czytelników, którzy przysyłaj ą propozycje dotyczące publikowania swoich zesłańczych wspomnień, powołując się na zeszyt „Zesłańca” po święcony Matkom Sybiraczkom, który spotkał się z wielkim zainteresowaniem.
Dział „Relacje z zesłania”, nawiązuje do serii „Biblioteka Zesłańca”, ukazującej się w Polskim Towarzystwie Ludoznawczym oraz serii pod nazwą „Wspomnienia Sybiraków”, wydawanej w poprzednich latach przez Komisję Historyczną Zarządu Główne-go Związku Sybiraków pod red. nieodżałowanej pamięci Janusza Przewłockiego, pomysłodawcy tego działu w naszym piśmie. Zesłańcze wspomnienia wydawane były także w poczytnej serii „Tak było... Sybiracy”, realizowanej przez Oddział Związku Sybiraków w Krakowie, pod red. Aleksandry Szemioth. Obecnie zesłańcze relacje drukuje też rocznik „My Sybiracy” wydawany przez Oddział Związku Sybiraków w Łodzi.
Mamy nadzieję, że przez taki zabieg edytorski wzbogacamy naszą historiografię o cenne źródła dotyczące deportacji Polaków na Syberię, do Kazachstanu, na Daleki Wschód i w inne rejony Związku Radzieckiego. (red.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz