Moje wspomnienia z Dżezkazganu-Bolesław Figacz /tekst za pozwoleniem syna Stanisława/ Nazywam się Bolesław Figacz. Urodziłem się 28.10.1928 roku.w Grodnie. Nasz ojciec z urodzenia Warszawiak. Był ochotnikiem w Legionach Piłsudskiego i po wojnie został na Kresach, a konkretnie w Grodnie, gdzie się ożenił i pozostał. Była nas czwórka dzieci siostra Marysia 1922 rocznik. Brat Stach,1926r. ja 1928 r i brat Wojtek 1931 r. Po wybuchu wojny w 1939 r. i zajęciu Grodna przez Armię Czerwona,wyprowadziliśmy się do pobliskiej wioski w obawie przed wywiezieniem na Sybir co spotkało moja Ciocię Lewandowską z mężem i dwoma synami. W marcu 1940 roku zmarła nasza Mama. Ojciec zatrudnił się przy kopaniu torfu, a my trochę pomagaliśmy. Jesienią 1940 roku wyjechaliśmy do wsi Stryjówka, żeby uniknąć wywózki. Po jakimś czasie przeprowadziliśmy się do gajówki w pobliskich lasach. W 1941 roku wybuchła wojna niemiecko-sowiecka. Po zajęciu tych terenów przez Niemców nasz ojciec został tam gajowym.W 1942 roku rozeszliśmy się do pobliskich wiosek na zarobek. Brat Stach trafił do wsi Orechwicze, a ja do Obuchowicz. Właściwie to nie były wioski a tak nazywane Okolice,bo tam mieszkała szlachta. Później i Wojtek też trafił do Orechwicz. Latem 1944 roku przyszli z powrotem Sowieci. Mojego brata Stacha wzięli do wojska Polskiego i przeszedł |
Szukaj na tym blogu
Translate
sobota, 18 stycznia 2025
Moje wspomnienia z Dżezkazganu-Bolesław Figacz
Wspomnienia Sybiraczki - Nadzieja Bobrowko-Alter
Nazywam się Nadzieja ALTER z domu BOBROWKO. Urodziłam się 26 marca 1921 r. w Iwkach pow. mołodecznieński, woj. wileńskie (7 km na zachód od granicy polsko-radzieckiej sprzed II wojny światowej). Mój Ojciec Antoni Bobrowko, z zawodu elektryk, do 1925 r. pracował w szkole w Krasnem jako nauczyciel matematyki. W 1928 r. przyjechałam z Mamą i młodszą siostrą do Łodzi i rozpoczęłam naukę w szkole podstawowej. Następnie ukończyłam prywatne Gimnazjum pani Adeli Skrzypkowskiej – byłej sekretarki Marszałka Józefa Piłsudskiego, który w latach 1905–1907 działał w Łodzi w PPS. W 1939 r. zaczęłam naukę w liceum w tejże szkole, lecz okupanci zamknęli szybko szkoły. W szkole średniej wykazywałam zdolności do nauk ścisłych, a szczególnie do matematyki. Potrafiłam logicznie myśleć. Nie miałam zdolności do pisania wierszy, nie prowadziłam pamiętnika, jak inne koleżanki. Lubiłam czytać książki, szczególnie interesowała mnie historia i geografia, stąd lubiłam czytać książki historyczne i podróżnicze. |
Kazachstan oczami młodego zesłańca- Kazimierz Burzyński
Kazachstan oczami młodego zesłańca - Kazimierz Burzyński Przed wojną mając 12 lat skończyłem sześć klas szkoły powszechnej i chociaż geografia bardzo mnie interesowała, to jednak nic nie wie-działem o Kazachstanie, podobnie jak o ówczesnej Rosji Sowieckiej. Późniejsze lata dały mi możliwość poznania tej republiki z autopsji, chociaż zupełnie bez mojej woli, a właściwie wbrew niej. Łomża od dwudziestu miesięcy znajdowała się pod sowiecką okupacją, kiedy 19 czerwca 1941 roku na jeden z torów na stacji podstawili długi towarowy pociąg. Okienka wagonów były zakratowane lub miały przyśrubowaną w połowie solidną metalową sztabę. Miasto zamarło ze zgrozy. Wszyscy wiedzieli, co nasi „wyzwoliciele” nam szykują. Podobnymi pociągami deportowali na wschód tysiące mieszkańców ziemi łomżyńskiej 10 lutego i 13 kwietnia 1940 roku. Na kogo teraz padnie? Mieszkaliśmy w dosyć dużym domu wybudowanym przez mego dziadka Jana Burzyńskiego w 1908 roku. Na posesji liczącej ponad 3700m2 znajdowały się poza budynkiem mieszkalnym różne budynki gospodarcze: garaże, stajnie, szopy – dziadek był właścicielem przedsiębiorstwa transportowego (transport konny), a ojciec przedsiębiorstwa transportu samochodowego. W 1939 roku do 11 września Łomży bronił 33 pułk piechoty, zwany popularnie Pułkiem Dzieci Łomżyńskich, wchodzący w skład 18 dy-wizji piechoty dowodzonej przez gen. brygady Czesława Młota-Fijałkowskiego. Okupacja niemiecka trwała dwa tygodnie i już 29 września, realizując porozumienie |
Mój pobyt w Rosji Sowieckiej - Józef Dumański
Mój pobyt w Rosji Sowieckiej - Józef Dumański Tak swoją relację zatytułował „szeregowy z cenzusem” Józef Dumański. Autor urodził się 26 lutego 1921 r. w Trybuchowcach, wsi parafialnej w pow. Buczacz w woj. tarnopolskim (ob. Ukraina). Pochodził z rodziny rzymsko-katolickiej i polskiej, a jego rodzicami byli Maria i Jan. Syn po ukończeniu szkoły powszechnej podjął naukę w liceum nauczycielskim, zdołał ukończyć tylko dwie klasy; w szkole uczył się języka niemieckiego. Zapytany o status wojskowy podał, że z racji odbytych zajęć z Przysposobienia Wojskowego pełnił we wrześniu 1939 r. służbą pomocniczą. Już 28 listopada.1939 r. podjął decyzję o nielegalnym przejściu granicy węgierskiej. Tak czynili wówczas przede wszystkim oficerowie, podchorążowie i podoficerowie zawodowi, którzy chcąc kontynuować służbę wojskową zmierzali do wojsk polskich formujących się we Francji („turyści Sikorskiego”). Przytaczam całą relację szer. Józefa, przechowywaną w Muzeum Polskim i Instytucie Sikorskiego w Londynie w tzw. zespole lotników. Ich autora-mi byli żołnierze Wojska Polskiego, których po wyjściu z ZSSR zostali zakwalifikowani do służby w lotnictwie. Mieli w zdecydowanej większości za sobą udział w walkach wrześniowych 1939 r., wywózek ze stron rodzinnych w okresie tzw. „pierwszego Sowieta”, lub przymusową służbę z poboru w Armii Czerwonej (nieliczni dotarli na Środkowy Wschód przez północną Afrykę), następnie pobyt w obozach jenieckich, więzieniach i osadach (posiołkach, kołchozach, sowchozach, rzadziej w miastach), przeżyli łagry. Nie bez nacisków władz brytyjskich chciano wydzielić spośród rzeszy polskich Sybiraków, wyprowadzonych z „raju bolszewickiego” przez gen. Władysława Andersa, żołnierzy pułków lotniczych oraz młodych mężczyzn, którzy posiadali wykształcenie techniczne, pragnęli |
Wspomnienie o Mamie - Grażyna Świątecka
Wspomnienie o Mamie - Grażyna Świątecka Sybiracy – o każdej osobie, o każdej rodzinie deportowanej w czasie drugiej wojny światowej w głąb byłego ZSRR można by napisać osobną historię nabrzmiałą dramatycznymi wydarzeniami, historię naznaczoną cierpieniem fizycznym i jeszcze bardziej bólem duchowym. Nawet szczegółowe opisy wspomnień Sybiraków nie oddadzą traumy ich przeżyć. I nie opowiedzą ich ci, którzy stracili tam życie. Kto wypowie cierpienie matek, które umierały osierocając małe dzieci, ojców oddzielonych od rodziny, od Ojczyzny, ginących w łagrach czy rozstrzeliwanych w celach kazamatów katyńskich. Jak opowiedzieć cierpienia dzieci, których matka nie wróciła do „domu” (baraku, lepianki) z wyprawy po chleb czy umierała z wycieńczenia i głodu w ich obecności. Ja miałam to szczęście, że moja matka była zawsze ze mną, przy mnie, chroniąc mnie, moje życie i życie mojego ojca na zsyłce w przepastnych lasach tajgi, w obwodzie archangielskim. O Niej właśnie chcę pisać, chociaż wspomnienia z tamtych lat, widziane oczyma kilkuletniego dziecka nie są już tak wyraziste, pomimo iż w moim domu rodzinnym, po powrocie do Polski, stale były one przywoływane. Moja matka Emilia urodziła się 27 marca 1907 roku jako córka Franciszka Wendekera i Marii Cisło, w Małopolsce, we wsi Szenangier (po wojnie Orłów) koło Mielca. Była trzeci ą z kolei córką, obok starszych Jadwigi i Stanisławy oraz młodszej Anny. W wieku 9 lat osierociła ją matka i to w przededniu 1-szej Komunii św. Mała Mila poszła na tą uroczystość w białej sukience przepasanej czarną szarfą. To jakby zapowiedź zmagania się z przyszłym trudnym |
Syberyjski szlak ojca Albina Janochy - Antoni Kuczyński
Syberyjski szlak ojca Albina Janochy - Antoni Kuczyński O. Albin Janocha, ksiądz, kapucyn, nauczyciel, na zesłaniu w latach 1940-1955, ur. 1912 r. w Krościenku Niżnym, pow. Krosno, zm. 2001 w Krakowie i tam został pochowany na Cmentarzu Rakowickim. Syn Jana i Anieli Kolanko. Uczył się w latach 1926-1929 się w Seminarium Serafickim w Rozwadowie. Do kapucynów komisariatu krakowskiego wstąpił w 1929 r. w Sędziszowie, nieopodal Rzeszowa. Tam złożył śluby proste (1930), a uroczyste w 1933 r. w Krakowie. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1936 r. Maturę zdał w gimnazjum św. Jacka w Krakowie (1933), potem kształcił się w Studium Filozoficzno-Teologicznym OO. Kapucynów w Krakowie. W latach 1936-1939 studiował teologię dogmatyczną na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie, gdzie uzyskał stopień licencjata. Kształcenie w Rzymie stale ubogacało wiedzę młodego zakonnika, jednak wieści dochodzące z kraju o możliwości wybuchu wojny skłoniły go, podobnie jak innych współbraci, by wrócić do Krakowa. Wspominał o tym po |
Tam był głód jak czort-Henryk Paprocki
|
WSPOMNIENIA LWOWIANINA - Tadeusz Trościanko
wtorek, 14 stycznia 2025
W tajgach Sybiru i na stepach Ukrainy - Roman Wojtyło cz.2.
|
W tajgach Sybiru i na stepach Ukrainy - Roman Wojtyło cz.1.
|
Augustowa do północnego Kazachstanu - Grażyna Jonkajtys - Luba
Z Augustowa do północnego Kazachstanu - Grażyna Jonkajtys - Luba Pożegnanie z domem Wczesnym rankiem tego dnia ludzie mieszkający blisko stacji kolejowej przynieśli wiadomość, że w nocy na torach ustawiono cały pociąg wagonów towarowych. Już od czasu lutowych wywożeń wszyscy w mieście wiedzieli, co to oznacza. Co chwila ktoś przerażony przybiegał do nas z tą wiadomością. Mama wróciła późno ze szkoły z konferencji, podczas której czytano protokół z wizytacji, zawierający bardzo pochlebną opinię sowieckiej wizytatorki o Mamy sposobie prowadzenia lekcji. Mama śmiała się i mówiła, że teraz po nagrodę pojedzie na Syberię. Spodziewaliśmy się tego, gdyż w Palmową Niedzielę był u nas politruk z gimnazjum, Żyźniewski, który dokładnie spisał nasze dane personalne. Pomimo to na wiadomość o tych wagonach serca nam zamarły. Marysia pobiegła z koleżanką Mamy po chleb na drogę, gdyż mieliśmy w domu zbyt mało pieczywa, a było nas przecież ośmioro. Przed godziną policyjną przyszły do nas przerażone i zapłakane Babcia i Ciocia, matka i siostra Ojca. Przyszły nas pożegnać i przyniosły nam bochenek chleba i kawałek słoniny. Ich ówczesny lokator – żołnierz sowiecki ze straży granicznej – wrócił wieczorem do domu i powiedział im, że na pewno tej nocy będą wywozić ludzi wcześniej spisanych. Po wyjściu Babci i Cioci namówiłyśmy do pójścia spać młodsze rodzeństwo: dwunastoletniego Stasia, który tego dnia miał podwyższoną temperaturę i ból gardła, dziesięcioletnią Terenię i ośmioletniego Antka. Same – Mama, Alina, Marysia, Jasia i Zosia – zostałyśmy w stołowym pokoju, zdenerwowane i oczekujące. Był z nami młody lekarz, Żyd z Łodzi, Rogoziński, który mieszkał wtedy u nas w naszym „panieńskim” pokoju z werandą. Wprowadził się on po |
Wiersze pisane w drodze. Na marginesie twórczości Ludwiki Biesiadowskiej-Szklarek - Jolanta Załęczny
Wiersze pisane w drodze. Na marginesie twórczości Ludwiki Biesiadowskiej-Szklarek - Jolanta Załęczny „Może to się Pani przyda, znalazłem wśród rodzinnych szpargałów” – powiedział mój znajomy Sławomir Szklarek, przekazując mi skromny tomik poezji zatytułowany „Po drodze” wydany w Glasgow i dwie kserokopie pro-gramów wojskowych spotkań. „Biesiadowska, autorka wierszy, to była moja ciotka” – dodał. Jedna kopia zawierała program uroczystości na powitanie Na-czelnego Wodza gen. Władysława Sikorskiego w Buzułuku w grudniu 1941 roku, znajdowała się w nim informacja, e wiersz ochotniczki Ludwiki Biesiadowskiej recytowała inna ochotniczka Jadwiga Domańska. Wiersze pisane w latach 1940-1943 rzeczywiście powstawały niejako „po drodze”, a zamieszczone pod tekstami miejscowości zdradzały długą tułaczkę autorki: 1940-1941 łagier Jaja, 1941 Buzułuk, 1942 Krasnowodsk, Kanaqin, Kermine i Rehowoth, 1943 Tel-Aviv, Kair, Stambuł i Jerozolima… Dla historyka każdy ślad przeszłości jest ciekawy i zachęca do poszuki-wań1. I tak zaczęła się moja bliższa „znajomość” z Ludwiką Biesiadowską i jej poezją. Nasuwało się wiele pytań… Jakie były jej losy? Jaką drogę przebyła? Dlaczego trafiła na Syberię? Już pobieżna analiza dat i miejsc sugerowała, e autorka wierszy ma w swojej biografii także syberyjską przeszłość. W jaki sposób z syberyjskiego łagru dotarła do armii? Jak został przyjęty jej wiersz przez gen. Sikorskiego? Pytania mnożyły się, rosło zaciekawienie i chęć poznania losów kobiety- żołnierza z syberyjskim rodowodem. Ambasador Stanisław Kot wspominał,że cię ko szło z uzyskaniem od |
Wagony na szerokich torach - Czesław Kisły
Wagony na szerokich torach - Czesław Kisły Zamiast wstępu Niniejsze wspomnienia są nieprofesjonalnym, prostym zapisem wydarzeń, przeżyć i doznań z mojej syberyjskiej tułaczki w latach 1941 - 1946. Wspomnienia te poświęcam moim rodzicom i tym wszystkim ofiarom stalinowskiego reżimu, którym nie udało się przeżyć katorżniczej niewoli. Czas zaciera fakty i odchodzą na zawsze naoczni świadkowie tamtych mrocznych dni. Zatem niech moje wspomnienia będą świadectwem martyrologii narodu polskiego na bezkresnych obszarach dalekiej Syberii. Czesław Kisły Moja mała Ojczyzna Malowniczo położona Zołwica była o każdej porze roku wyjątkowo piękna. Dookoła nowo zbudowanego domu rósł wieloowocowy sad. Od wczesnej wiosny do późnej jesieni stale tam coś kwitło i owocowało. Z okien domu rozpościerał się widok na pobliski las, uprawne pola i tajemnicze jezioro Uklańskie, które latem o wschodzie słońca mieniło się blaskiem tęczy i budziło ze snu krzykiem mew. Wieczorem jego rozległą toń pokrywała mgła i słychać było jedynie pluskanie ryb i trzepotanie skrzydeł wodnego ptactwa. Przyroda tętniła tu swoistym życiem. Właśnie w tym cudownym otoczeniu ujrzałem po raz pierwszy świat. Okres dzieciństwa w Zołwicy w powiecie brasławskim, w wileńskim województwie, kojarzy mi się do dziś ze słońcem, radością i bezgraniczną miłością, jaką darzyli mnie, mojego brata i siostrę nasi rodzice. Byli to ludzie wyjątkowo pracowici, skromni i uczciwi. Zgodnie prowadzili gospodarstwo rolne. Ojciec również aktywnie uczestniczył w pracach Rady Parafialnej w Kościele Rzymskokatolickim w Ikaźni. Mama była chórzystką w tym kościele. Dom nasz był zawsze gościnny i otwarty. Bywali w nim często liczni krewni, znajomi i przyjaciele. Nasi goście chętnie spędzali wolny |
A WOKÓŁ KAZACHSTAŃSKI STEP...-Zofia Helwing
A WOKÓŁ KAZACHSTAŃSKI STEP...Zofia Helwing Czy zawsze człowiek człowiekowi jest wilkiem? Na pewno nie zawsze, i to rodzi nadzieję, że kiedyś ludzie całego świata staną się przyjacielscy, wyrozumiali i tolerancyjni, wspomagający się nawzajem... ale bywają takie okresy w różnych geograficznych częściach świata, że te straszne słowa stają się prawdą zrodzoną przez wzgardę do człowieka. W tym właśnie przerażającym okresie znaleźliśmy się, pod przymusem deportacyjnym, w tej części świata, gdzie wzgarda dla człowieka i wszechobecny strach była codziennością, gdzie zapadały wyroki bez sądu a śmierć dzieliła się na natychmiastową – strzałem w tył głowy – lub rozłożoną na lata ciężkiej katorgi w łagrach, w licznych miejscach przymusowej pracy rozsianych po rozległych terenach ZSRR. Strach noszący w sobie cechy wilcze. On coś wie, ale boi się mówić, a zapytany najczęściej odpowiada, i to rozglądając się wokół ... „nie znaju” – nie wiem. Odpowiada tak, gdyż nie jest pewien tego w jakim celu pytanie zostało skierowane, czy nie ma w nim ukrytej myśli. I tak utarło się powiedzenie, że wokół nas to same „nieznajki”, to znaczy ci, którzy nigdy, niczego nie wiedzą, bo tak jest bezpieczniej. Strach. Tym strachem była również ogarnięta młoda pracownica Ambasady Polski w Kujbyszewie, dokąd przybyliśmy jesienią 1942 roku, jadąc przymusowo do Azji. Zadaliśmy proste pytanie... „dlaczego”? Dlaczego nas Polaków, zwolnionych z łagrów jesienią 1941 roku na mocy układu między rządem Polski w Londynie a rządem ZSRR w Moskwie, ponownie deportuje się do Kazachstanu? Nie odpowiedziała, a proszona o umożliwienie kontaktu z Sekretarzem Ambasady, który na |
W drodze na Syberię- Eugeniusz Lachocki
W drodze na Syberię- Eugeniusz Lachocki Eugeniusz Lachocki urodził się na Polesiu. W 1940 roku został wywieziony wraz z rodziną na Syberię. W 1942 roku wyjechał stamtąd z Armią Polską tworzoną przez gen. W. Andersa w ZSRR. Walczył we Włoszech i po wojnie osiadł w Wielkiej Brytanii. Po ukończeniu studiów i uzyskaniu dyplomu inżyniera elektroniki wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie pracował do czasu przejścia na emeryturę. Obecnie mieszka na Florydzie. Publikowana relacja pochodzi z książki zatytułowanej Stracone Polesie, wydanej w roku 1993 w Stanach Zjednoczonych. * Patrząc na druty kolczaste poczułem się jak dziki zwierz w klatce. Za drutami zostały moje marzenia ukończenia studiów, moja młodość, moje beztroskie życie w gronie rodziny i przyjaciół. Po tej stronie drutów utrata wolności, odpowiedzialność za rodzinę, Syberia i z nią związana pewnie ciężka praca, głód, mróz i może nawet śmierć. Przeklinałem Hitlera i Stalina. Odwiedzający nas ludzie tłoczyli się wokoło kolczastych drutów, przekazując ostatnie pożegnania i zapewnienia pamięci i pomocy. Pod wieczór niektórzy młodzi chłopcy potrafili wymknąć się z zagrody i zmieszać się z tłumem. Żołnierze nie mieli listy więźniów, więc było trudno sprawdzić czy ktoś uciekł. Nie mogłem sobie pozwolić, żeby myśleć o ucieczce, przecież nie zostawię młodsze rodzeństwo, Mamę i Babcię samych. Wreszcie zapędzono nas znowu do swoich wagonów. Żołnierze zamknęli |
Aresztowanie – Anna Urbanowicz
♦Aresztowanie – Anna Urbanowicz♦ RELACJA Z DOMIESZKĄ SARKAZMU W zbiorach Instytutu Polskiego i Muzeum gen. W. Sikorskiego (kolekcja 138, t. 288) znajduje się relacja opatrzona numerem 11631. Jej autorką jest Anna Urbanowicz, uczennica, ochotniczka. Niestety, wiadomo o niej tylko tyle, co można wywnioskować z niniejszego tekstu. Sądzę, że była córką oficera rezerwy, przed wojną administratora podwarszawskiego majątku. W kwietniu 1940 roku razem z matką, bratem, babcią Stanisławą oraz ciocią z synem, została zatrzymana przy nielegalnym przechodzeniu przez granicę w rejonie Ostrowi Mazowieckiej. Ciekawą postacią była babcia, prawdopodobnie mieszkająca w Białymstoku (w województwie białostockim), żona zmarłego wcześniej majstra włókienni-czego (osadnika?) pochodzenia niemieckiego o nazwisku Goltshall. Po krótkim pobycie w zaimprowizowanym areszcie w Lubotyniu Anna i jej babcia zostały przewiezione do Szepietowa, tam przeprowadzono wstępne śledztwo i uwolniono S. Goltshall. Natomiast Annę Urbanowicz dowieziono wagonem do więzienia w Białymstoku. Znamy już sporo relacji z tego miejsca przeklętego przez ofiary NKWD i potem Gestapo. Relacja jednak Anny zawiera kilka oryginalnych informacji i ocen z życia więźniarek. Autorka obiektywnie opisała zachowanie funkcjonariuszy, także w tym przypadku zdobyła się na drwiny. Prawdopodobnie otrzymała wyrok 5 lat pobytu w łagrze. Nie opisała drogi na wschód. Wiadomo jedynie, że trafiła do Nowego Koksynu w Kazachstanie. Ten obóz dopiero powstawał, więźniarki zatrudniono przy sypaniu wałów kanałów nawadniających. Sławomir Kalbarczyk w wykazie łagrów sowieckich uwzględnił dane z relacji A. Urbanowskiej, ale nie korzystał z niej |
Wycieczka w stepy kirgiskie-Adam Suzin
|
Ciągle myślało się o jedzeniu - Teofila Kieruzel
|
Obrazki z dzieciństwa w syberyjskiej tajdze - Edward Wierzbicki
- Edward Wierzbicki Wystarczy, że przymknę oczy i widzę szarą drewnianą chatę, jedną z wielu w kilku szeregach, wzdłuż gruntowych dróg – ulic, gdzieniegdzie pojedyncze drzewo, studnia z żurawiem. Osiedle – posiołok; z trzech stron przyległe pola uprawne, otoczone wszystko dookoła wysokim ciemnym lasem – tajg ą, z której wyłania się srebrzysta wstęga rzeki, |
Wspomnienie z tułaczki syberyjskiej - Irena Świdlik
- Irena Świdlik Rok 1942-1943 Był rok 1942. Wraz z rodzicami jechałam pociągiem wojskowym z Taszkientu do Krosnowodzka nad Morzem Kaspijskim, z Rosji w daleki świat. Pociąg był osobowy, w czterech pierwszych wagonach jechały sieroty po Sybirakach, których opiekunką była Hanka Ordonówna. Dalsze wagony były zapełnione cywilami i żołnierzami z armii gen. Władysława Andersa. Nie pamiętam, jak długi był pociąg. Miałam tylko 8 lat. Ludzie siedzieli ciasno w przedziałach. W pewnym momencie rozległ się straszny huk, a pociągiem wstrząsnęło tak, że ludzie pospadali z ławek. Po chwili całkowitej dezorientacji i strachu, ludzie wybiegli z pociągu zobaczyć, co się stało. Widok był okropny. Dwa pierwsze wagony leżały na nasypie kolejowym, następny był wypiętrzony w górę. Z wagonu słychać było krzyki i płacz dzieci. Dowiedziałam się od mamy, że wjechał w nas inny pociąg wykolejając pierwsze wagony naszego składu. Po chwili jadący z nami żołnierze zajęli się rannymi dziećmi. Martwe układano wzdłuż wagonu i przykrywano |
Wspomnienia łagiernika- Edward Kuczyński
♦Wspomnienia łagiernika- Edward Kuczyński♦ Autor relacji był żołnierzem Armii Krajowej. 1 listopada 1944 roku został aresztowany w Białymstoku, gdzie w tamtejszej siedzibie NKWD przy ul. Ogrodowej poddany był uciążliwemu śledztwu. Skazany został na 10 lat łagrów. Z Białegostoku przewieziony został do więzienia w Grodnie, potem do Orszy i Witebska. Następnie wysłany został do obozu w rejonie Krasnojarska, gdzie w okolicy stacji kolejowej Renota pracował przy budowie kolei. Tam uległ wypadkowi i po wyleczeniu ran przewieziony został do obozu nr 4 w okolicach Karagandy (Kazachstan). Pracował tam przy budowie kopalni oraz w zakładach przeróbki węgla, następnie zaś jako górnik. W roku 1954 został uwolniony i powrócił do Białegostoku. * Zostałem zaliczony do ludzi całkowicie wycieńczonych, nie nadających się do żadnej pracy. Nazwa choroby „dystrofia”, tj. skazany na powolne konanie. Ale rogata polska dusza nie chciała wyjść z ciała. Wywieziony zostałem do obozu nr 2, rolniczo-gospodarczego, który zaopatrywał wszystkie mniejsze obozy pracy w żywność. Był tu także centralny szpital dla ciężko chorych, do którego przywożono ludzi z mniejszych obozów. Kilkadziesiąt brygad musiało obrobić wszystkie pola i przygotować wyżywienie dla wszystkich obozów. W baraku mieszkało około 200 ludzi. Na narach do spania, jedzenia i odpoczynku mieściły się 4 osoby. Dla chorych były łóżka. W baraku dla inwalidów były poczwórne nary. Ludzi było bardzo dużo, w przybliżeniu około pięciu tysięcy, różnych narodowości. Zostali przywiezieni z całej Azji i z połowy Europy, a nawet byli Niemcy, Francuzi, Anglicy, wszyscy nie wojskowi. Większość była w takim samym stanie jak ja, całkowicie wycieńczeni. Wszyscy podzieleni na brygady. Od czasu do czasu prowadzono na roboty, które jeszcze mogliśmy wykonywać i gdzie można było coś ukraść do jedzenia. Organizm przed sobą nie widział nic, wołał tylko jeść. Przed drzwiami kuchni stałem po 3-4 godziny, |
Pracowaliśmy, żeby dostać chleb i przeżyć - Eugenia Wójcik
|
„A jeśli chodzi o Białystok…”- Tadeusz Węgrzyński
|
Wspomnienia syberyjskie - Waldemar Zenon Kiljanek
Wspomnienia syberyjskie - Waldemar Zenon Kiljanek Byłem ofiarą eksodusu trwającego od 13 kwietnia 1940 r. do 6 czerwca 1946 r. Ponad sześć lat przetrwałem i wróciłem. Najbliżsi rodacy przekonali mnie, że powinienem przekazać do historycznego skarbca narodu wspomnienia z tego okresu. Urodziłem się w [1928 r.] w Białymstoku. Do wybuchu II wojny światowej w 1939 r. żyłem bez trosk, w dostatku pod troskliwą opieką rodziców, a zwłaszcza pod czułym i fachowym okiem ojca, weterana I wojny światowej, jeńca obozu niemieckiego z lat 1917 – 1918, uczestnika wojny polsko-bolszewickiej z 1920 r. i kadrowego żołnierza 42 |
Ucieczka z „Maksyma Gorkiego” - Feliks Milan
Ucieczka z „Maksyma Gorkiego” - Feliks Milan W 1947 roku w dalszym ciągu pracowałem w obozowym szpitalu, ale już nie jako sanitariusz, tylko jako rachmistrz. Warunki, w porównaniu z innymi, miałem nienajgorsze. Uważałem wówczas, że życie w obozie jakoś mi się ułoży i uda mi się przeżyć. Nie przypuszczałem, że za parę miesięcy znów znajdę się w kopalni i będę tam ciężko pracował już prawie do końca wyroku. Pobyt w szpitalu miał dobrą stronę – pozwolił mi bowiem zaadaptować się do nie tylko ciężkiego klimatu Kołymy, ale także do warunków w tym nowym życiu i do atmosfery, która tam panowała. Nabrałem wprawy w walce o przeżycie. Później okazało się, że przede mną było |
Wspomnienia-Danuta Pietrzak
Wspomnienia - Danuta Pietrzak Nastał rok 1939, miesiąc wrzesień. Z Sowietami podpisaliśmy pakt onieagresji1, a oni 17 września przekroczyli wschodnią granicę. Złamali pakt, zadając cios od tyłu Polsce, która borykała się z najeźdźcą niemieckim. Ojciec wrócił ze służby i w szybkim tempie zaczął się pakować do drogi. Trochę bielizny, żywności. Wiedzieliśmy tylko tyle, że wraz z tajnymi aktami i z kolegą „po fachu” jad ą w stronę Litwy. Krótkie po żegnanie z mamą i z nami: „Nie martwcie się, szybko wrócę” i cicho wypowiedziane słowa „a może nie”. Wówczas miałam 15 lat, a brat Czarek – 11. Ojca już nie zobaczyliśmy.Został zamordowany przez sowietów w Miednoje 2 (obóz Ostaszków) między 5 a 7 kwietnia 1940 r. Stało się to tuż przed naszym wywiezieniem do Rosji. Jednak dowiedzieliśmy się o tym dopiero po powrocie do kraju. Wszystkie pisane w tym okresie listy do obozu w Ostaszkowie wracały z adnotacją „adresat wybył”. Od ojca dostaliśmy jedynie dwa listy, ostatni z lutego 1940 r. Przytoczę fragment wypowiedzi jednego z ocalałych, więźnia z Ostaszkowa: „Tak wlokły się beznadziejne dni, aż nadszedł dzień 4 kwietnia 1940 r. Tego dnia odszedł z obozu pierwszy transport – około 70 ludzi. Zaczęło się rozładowywanie obozu”. |
Subskrybuj:
Posty (Atom)