Szukaj na tym blogu

Translate

sobota, 18 stycznia 2025

Moje wspomnienia z Dżezkazganu-Bolesław Figacz


                                                                             
    Moje wspomnienia z Dżezkazganu-Bolesław Figacz

   /tekst za pozwoleniem syna Stanisława/

Nazywam się Bolesław Figacz. Urodziłem się 28.10.1928 roku.w Grodnie. Nasz ojciec z urodzenia Warszawiak. Był ochotnikiem w Legionach Piłsudskiego i po wojnie został na Kresach, a konkretnie w Grodnie, gdzie się ożenił i pozostał.
Była nas czwórka dzieci siostra Marysia 1922 rocznik. Brat Stach,1926r. ja 1928 r i brat Wojtek 1931 r.
Po wybuchu wojny w 1939 r. i zajęciu Grodna przez Armię Czerwona,wyprowadziliśmy się do pobliskiej wioski w obawie przed wywiezieniem na Sybir co spotkało moja Ciocię Lewandowską z mężem i dwoma synami.
W marcu 1940 roku zmarła nasza Mama. Ojciec zatrudnił się przy kopaniu torfu, a my trochę pomagaliśmy.
Jesienią 1940 roku wyjechaliśmy do wsi Stryjówka, żeby uniknąć wywózki. Po jakimś czasie przeprowadziliśmy się do gajówki w pobliskich lasach. W 1941 roku wybuchła wojna niemiecko-sowiecka. Po zajęciu tych terenów przez Niemców nasz ojciec został tam gajowym.W 1942 roku rozeszliśmy się do pobliskich wiosek na zarobek.
Brat Stach trafił do wsi Orechwicze, a ja do Obuchowicz. Właściwie to nie były wioski a tak nazywane Okolice,bo tam mieszkała szlachta. Później i Wojtek też trafił do Orechwicz. Latem 1944 roku przyszli z powrotem Sowieci.
Mojego brata Stacha wzięli do wojska Polskiego i przeszedł

Wspomnienia Sybiraczki - Nadzieja Bobrowko-Alter

   
                 Wspomnienia Sybiraczki - Nadzieja Bobrowko-Alter

Nazywam się Nadzieja ALTER z domu BOBROWKO. Urodziłam się 26 marca 1921 r. w Iwkach pow. mołodecznieński, woj. wileńskie (7 km na zachód od granicy polsko-radzieckiej sprzed II wojny światowej).
Mój Ojciec Antoni Bobrowko, z zawodu elektryk, do 1925 r. pracował w szkole w Krasnem jako nauczyciel matematyki.
W 1928 r. przyjechałam z Mamą i młodszą siostrą do Łodzi i rozpoczęłam naukę w szkole podstawowej. Następnie ukończyłam prywatne Gimnazjum pani Adeli Skrzypkowskiej – byłej sekretarki Marszałka Józefa Piłsudskiego, który w latach 1905–1907 działał w Łodzi w PPS. W 1939 r. zaczęłam naukę w liceum w tejże szkole, lecz okupanci zamknęli szybko szkoły.
W szkole średniej wykazywałam zdolności do nauk ścisłych, a szczególnie do matematyki. Potrafiłam logicznie myśleć. Nie miałam zdolności do pisania wierszy, nie prowadziłam pamiętnika, jak inne koleżanki. Lubiłam czytać książki, szczególnie interesowała mnie historia i geografia, stąd lubiłam czytać książki historyczne i podróżnicze.

Kazachstan oczami młodego zesłańca- Kazimierz Burzyński


                      
Kazachstan oczami młodego zesłańca - Kazimierz Burzyński

Przed wojną mając 12 lat skończyłem sześć klas szkoły powszechnej i chociaż geografia bardzo mnie interesowała, to jednak nic nie wie-działem o Kazachstanie, podobnie jak o ówczesnej Rosji Sowieckiej. Późniejsze lata dały mi możliwość poznania tej republiki z autopsji, chociaż zupełnie bez mojej woli, a właściwie wbrew niej.

Łomża od dwudziestu miesięcy znajdowała się pod sowiecką okupacją, kiedy 19 czerwca 1941 roku na jeden z torów na stacji podstawili długi towarowy pociąg. Okienka wagonów były zakratowane lub miały przyśrubowaną w połowie solidną metalową sztabę. Miasto zamarło ze zgrozy. Wszyscy wiedzieli, co nasi „wyzwoliciele” nam szykują. Podobnymi pociągami deportowali na wschód tysiące mieszkańców ziemi łomżyńskiej 10 lutego i 13 kwietnia 1940 roku. Na kogo teraz padnie? Mieszkaliśmy w dosyć dużym domu wybudowanym przez mego dziadka Jana Burzyńskiego w 1908 roku. Na posesji liczącej ponad 3700m2 znajdowały się poza budynkiem mieszkalnym różne budynki gospodarcze: garaże, stajnie, szopy – dziadek był właścicielem przedsiębiorstwa transportowego (transport konny), a ojciec przedsiębiorstwa transportu samochodowego.

W 1939 roku do 11 września Łomży bronił 33 pułk piechoty, zwany popularnie Pułkiem Dzieci Łomżyńskich, wchodzący w skład 18 dy-wizji piechoty dowodzonej przez gen. brygady Czesława Młota-Fijałkowskiego. Okupacja niemiecka trwała dwa tygodnie i już 29 września, realizując porozumienie

Mój pobyt w Rosji Sowieckiej - Józef Dumański


                     
                Mój pobyt w Rosji Sowieckiej - Józef Dumański

Tak swoją relację zatytułował „szeregowy z cenzusem” Józef Dumański. Autor urodził się 26 lutego 1921 r. w Trybuchowcach, wsi parafialnej w pow. Buczacz w woj. tarnopolskim (ob. Ukraina). Pochodził z rodziny rzymsko-katolickiej i polskiej, a jego rodzicami byli Maria i Jan. Syn po ukończeniu szkoły powszechnej podjął naukę w liceum nauczycielskim, zdołał ukończyć tylko dwie klasy; w szkole uczył się języka niemieckiego. Zapytany o status wojskowy podał, że z racji odbytych zajęć z Przysposobienia Wojskowego pełnił we wrześniu 1939 r. służbą pomocniczą. Już 28 listopada.1939 r. podjął decyzję o nielegalnym przejściu granicy węgierskiej. Tak czynili wówczas przede wszystkim oficerowie, podchorążowie i podoficerowie zawodowi, którzy chcąc kontynuować służbę wojskową zmierzali do wojsk polskich formujących się we Francji („turyści Sikorskiego”).

Przytaczam całą relację szer. Józefa, przechowywaną w Muzeum Polskim i Instytucie Sikorskiego w Londynie w tzw. zespole lotników. Ich autora-mi byli żołnierze Wojska Polskiego, których po wyjściu z ZSSR zostali zakwalifikowani do służby w lotnictwie. Mieli w zdecydowanej większości za sobą udział w walkach wrześniowych 1939 r., wywózek ze stron rodzinnych w okresie tzw. „pierwszego Sowieta”, lub przymusową służbę z poboru w Armii Czerwonej (nieliczni dotarli na Środkowy Wschód przez północną Afrykę), następnie pobyt w obozach jenieckich, więzieniach i osadach (posiołkach, kołchozach, sowchozach, rzadziej w miastach), przeżyli łagry. Nie bez nacisków władz brytyjskich chciano wydzielić spośród rzeszy polskich Sybiraków, wyprowadzonych z „raju bolszewickiego” przez gen. Władysława Andersa, żołnierzy pułków lotniczych oraz młodych mężczyzn, którzy posiadali wykształcenie techniczne, pragnęli 

Wspomnienie o Mamie - Grażyna Świątecka

   Wspomnienie o Mamie - Grażyna Świątecka

Sybiracy – o każdej osobie, o każdej rodzinie deportowanej w czasie drugiej wojny światowej w głąb byłego ZSRR można by napisać osobną historię nabrzmiałą dramatycznymi wydarzeniami, historię naznaczoną cierpieniem fizycznym i jeszcze bardziej bólem duchowym. Nawet szczegółowe opisy wspomnień Sybiraków nie oddadzą traumy ich przeżyć. I nie opowiedzą ich ci, którzy stracili tam życie. Kto wypowie cierpienie matek, które umierały osierocając małe dzieci, ojców oddzielonych od rodziny, od Ojczyzny, ginących w łagrach czy rozstrzeliwanych w celach kazamatów katyńskich. Jak opowiedzieć cierpienia dzieci, których matka nie wróciła do „domu” (baraku, lepianki) z wyprawy po chleb czy umierała z wycieńczenia i głodu w ich obecności. Ja miałam to szczęście, że moja matka była zawsze ze mną, przy mnie, chroniąc mnie, moje życie i życie mojego ojca na zsyłce w przepastnych lasach tajgi, w obwodzie archangielskim.

O Niej właśnie chcę pisać, chociaż wspomnienia z tamtych lat, widziane oczyma kilkuletniego dziecka nie są już tak wyraziste, pomimo iż w moim domu rodzinnym, po powrocie do Polski, stale były one przywoływane.

Moja matka Emilia urodziła się 27 marca 1907 roku jako córka Franciszka Wendekera i Marii Cisło, w Małopolsce, we wsi Szenangier (po wojnie Orłów) koło Mielca. Była trzeci ą z kolei córką, obok starszych Jadwigi i Stanisławy oraz młodszej Anny. W wieku 9 lat osierociła ją matka i to w przededniu 1-szej Komunii św. Mała Mila poszła na tą uroczystość w białej sukience przepasanej czarną szarfą. To jakby zapowiedź zmagania się z przyszłym trudnym 

Syberyjski szlak ojca Albina Janochy - Antoni Kuczyński


       
             Syberyjski szlak ojca Albina Janochy
 - Antoni Kuczyński

O. Albin Janocha, ksiądz, kapucyn, nauczyciel, na zesłaniu w latach 1940-1955, ur. 1912 r. w Krościenku Niżnym, pow. Krosno, zm. 2001 w Krakowie i tam został pochowany na Cmentarzu Rakowickim. Syn Jana i Anieli Kolanko. Uczył się w latach 1926-1929 się w Seminarium Serafickim w Rozwadowie. Do kapucynów komisariatu krakowskiego wstąpił w 1929 r. w Sędziszowie, nieopodal Rzeszowa. Tam złożył śluby proste (1930), a uroczyste w 1933 r. w Krakowie. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1936 r. Maturę zdał w gimnazjum św. Jacka w Krakowie (1933), potem kształcił się w Studium Filozoficzno-Teologicznym OO. Kapucynów w Krakowie. W latach 1936-1939 studiował teologię dogmatyczną na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie, gdzie uzyskał stopień licencjata.

Kształcenie w Rzymie stale ubogacało wiedzę młodego zakonnika, jednak wieści dochodzące z kraju o możliwości wybuchu wojny skłoniły go, podobnie jak innych współbraci, by wrócić do Krakowa. Wspominał o tym po

Tam był głód jak czort-Henryk Paprocki

 Henryk Paprocki – Tam był głód jak czort 
 
Urodziłem się 3 czerwca 1914 r. w Pabianicach jako syn Józefa i Władysławy. Rodzice byli pracownikami fizycznymi. Ojciec pracował w tzw. „Częstochowie”, jak nazywano papiernię R. Kindlera. Ja pracowałem dorywczo. Czynną służbę wojskową odbywałem w latach 1936-1937 w Łodzi w kadrze zapasowej IV Szpitala Okręgowego. W 1939 r. na skutek mobilizacji 2 września zgłosiłem się do oddziału w Łodzi, bo tam zostałem wezwany. Z tym oddziałem udałem się w stronę Warszawy. Oddział się przedzierał, bo stale były naloty samolotów i ostrzały artyleryjskie. Pod Reglami dostaliśmy się w potężny ostrzał artyleryjski. Jakoś to wszystko wyrwało na szosę i uciekło dalej przez Skierniewice do Warszawy. Przechodziłem przez most Kierbedzia akurat w czasie nalotu niemieckiego. Zdążyłem dojść przez most w krzaki, pod płotem. Potem cały oddział znowu się zebrał, ale już zmniejszony, bo zawsze ubywało po paru. Szliśmy dalej za Warszawę. Znowu był nalot. Po prawej stronie był las. W tym lesie były duże oddziały polskie. Schowały się przed nalotami. Jak jechaliśmy, to ja do kolegów moich z Łodzi mówię – my tylko tam nie chodźmy do tego lasu. Po lewej stronie szosy były pola, rów. Nad tym rowem rosły drzewa. Mówię – chłopcy, tam w te drzewa. Jak przyleciały niemieckie samoloty, jak zaczęły bić w las, to tylko się kwik zrobił, bo tam była artyleria konna. Przeczekaliśmy ten nalot i dalej szliśmy, bodajże przez Żelechów. Głodni jak czort – jedzenia nie było. Doszliśmy do miasta. Tam rozbite sklepy. Stare ciasta, pierniki twarde jak kamień. Tego się parę sztuk złapało. W naszym oddziale było z 90 ludzi. Byli też oficerowie. Doszliśmy kawał na wschód. Idziemy i strzały – biją do nas. W pośpiechu oddział się rozdzielił. Jedni w tę, drudzy w tę stronę.

WSPOMNIENIA LWOWIANINA - Tadeusz Trościanko

                                                      
                        WSPOMNIENIA LWOWIANINA - Tadeusz Trościanko


Byłem aresztowany po północy 30 marca 1940 roku w rodzinnym domu przy ulicy Warszawskiej 63a na Kleparowie. Na wojskowej ciężarówce było już kilku ludzi. Zawieźli nas w górę ulicą Kleparowską, wokół kościoła Świętej Anny i przez Gródecką do ulicy Sądowej, gdzie mieścił się przed wojną sąd grodzki. W piwnicach budynku tego sądu zrobiono cele więzienne – przesłuchiwania więźniów odbywały się w budynku po przeciwnej stronie.

Byłem przesłuchiwany tej samej nocy. Wysoki „czubaryk”, o rysach kaukaskich, oskarżył mnie o zignorowanie wyborów lutowych. Z nieoczekiwaną przez samego siebie odwagą odparłem, czy nie zrobiłby on to samo w sytuacji odwróconej- gdyby tak Polacy wkroczyli do Rosji i po kilku miesiącach żądali od niego głosowania w wyborach polskich. Zaklął grubiańsko, ale zauważyłem w jego oczach zaskoczenie połączone z małym szyderczym uśmiechem. Rzucił następne pytanie a raczej stwierdzenie: Byłeś w zarządzie szowinistycznej organizacji „Biały Orzeł”! Odpowiedziałem, że owszem, byłem w zarządzie, ale ”Biały Orzeł” to czysto sportowy klub. Stwierdził następnie, że należałem do podziemnej organizacji


wojskowej. Zaprzeczyłem. Patrzył przez chwilę intensywnie w moje oczy i zapytał: Czy wiesz, że taka organizacja istnieje? – Odparłem, że nie wiem, ale jestem pewny, że jeżeli nie istnieje to wkrótce będzie istnieć. Zaklął znowu i naciskał dalej: - Gdyby taka organizacja istniała, wstąpił-byś do niej? – Odpowiedziałem, że nie miałbym wyboru, byłby to obowiązek.

wtorek, 14 stycznia 2025

W tajgach Sybiru i na stepach Ukrainy - Roman Wojtyło cz.2.



                   W tajgach Sybiru i na stepach Ukrainy - Roman Wojtyło cz.2.

W warunkach wojny zapotrzebowanie na różne surowce było ogromne. Zalecono, by kto może (starcy, dzieci) zbierał to, co do zbierania się nadawało, między innymi korę z młodych wierzb, kminek, skórki z drobnych zwierząt futerkowych żyjących dziko w lesie. Dotyczyło to w szczególności burunduków – zwierzątek o wielkości świnki morskiej. Były to gryzonie o popielatym ubarwieniu. Na grzbiecie każdego (samca i samiczki) przebiegało podłużnie pięć czarnych pasków. Futerka tych zwierząt były sprzedawane do Ameryki i innych krajów. Były bardzo drogie i futro z tych skórek stanowiło majątek. Gryzonie te nie liniały na wiosnę, można więc było na nie „polować” przez cały rok. Zajmowały się tym przeważnie dzieci. Kilkoro z kijami w ręku obstawiało leżące w lesie drzewo, jedno czekało, aż po pniu zaczną biegać burunduki. A zaczynały biegać, gdy ktoś zaczynał świstać tak jak czynią to zwierzęta, szczególnie w okresie rui. Myśliwi z kijami rzucali się do ataku i jak dobrze szło, kilka sztuk zostawało zabitych. Działanie to powtarzano wielokrotnie. W ciągu dnia zdarzało się zdobyć kilkanaście i więcej sztuk. Ściąganie skórek mogło być wykonywane tylko przez specjalistów. Natomiast pozyskiwanie kory z młodych wierzb wynikało stąd, że kora niezbędna była przy wyprawianiu wszelkiego rodzaju skór zwierzęcych. Korę ściągało się z drzew rosnących czyli żywych. Drzewo po takiej operacji usychało, lecz cel uświęca środki... Dzieci zbierały także kminek. Duża ilość tych roślin rosła przy polnych drogach. Za wszystkie tego rodzaju zdobycze w punkcie skupu można było otrzymać pieniądze, proch strzelniczy lub

W tajgach Sybiru i na stepach Ukrainy - Roman Wojtyło cz.1.



                         W tajgach Sybiru i na stepach Ukrainy - Roman Wojtyło cz.1.

Roman Wojtyło – urodzony 21.10.1932 roku w miejscowości Kuropatniki, pow. Brzeżany; woj. tarnopolskie w rodzinie chłopskiej. 10 lutego 1940 roku został wywieziony wraz z rodzicami – Franciszkiem i Marią oraz siostrą Władysławą na Sybir do miejscowości Borzowo w Krasnojarskim Kraju. Do Polski powrócił z rodziną w styczniu 1946 roku (wszyscy zamieszkali w Ulesiu w powiecie legnickim). W Legnicy ukończył w 1948 r. szkołę podstawową, a następnie w 1952 liceum ogólnokształcące. W latach 1952-1957 studiował na Wydziale Budownictwa Politechniki Wrocławskiej i uzyskał dyplom inżyniera budownictwa lądowego (specjalność konstrukcji budowlanych). Pracę zawodową rozpoczął w 1957 roku na stanowisku kierownika budowy. W kolejnych latach pracował jako inspektor nadzoru budowlanego oraz zastępca dyrektora ds. technicznych w różnych firmach budowlanych. Jednocześnie przez kilka lat nauczał w wieczorowym Technikum Budowlanym w Legnicy. Odznaczony, między innymi, Srebrnym Krzyżem Zasługi za wkład w rozwój budownictwa, Złotą Odznaką Zasłużony dla Budownictwa i Przemysłu Materiałów Budowlanych. Za budowę Domu Harcerza w Legnicy otrzymał w 1989 roku Honorową Odznakę Przyjaciół

Augustowa do północnego Kazachstanu - Grażyna Jonkajtys - Luba


 Z Augustowa do północnego Kazachstanu - 

Grażyna Jonkajtys - Luba

Pożegnanie z domem

Wczesnym rankiem tego dnia ludzie mieszkający blisko stacji kolejowej przynieśli wiadomość, że w nocy na torach ustawiono cały pociąg wagonów towarowych. Już od czasu lutowych wywożeń wszyscy w mieście wiedzieli, co to oznacza. Co chwila ktoś przerażony przybiegał do nas z tą wiadomością. Mama wróciła późno ze szkoły z konferencji, podczas której czytano protokół z wizytacji, zawierający bardzo pochlebną opinię sowieckiej wizytatorki o Mamy sposobie prowadzenia lekcji. Mama śmiała się i mówiła, że teraz po nagrodę pojedzie na Syberię.

Spodziewaliśmy się tego, gdyż w Palmową Niedzielę był u nas politruk z gimnazjum, Żyźniewski, który dokładnie spisał nasze dane personalne. Pomimo to na wiadomość o tych wagonach serca nam zamarły. Marysia pobiegła z koleżanką Mamy po chleb na drogę, gdyż mieliśmy w domu zbyt mało pieczywa, a było nas przecież ośmioro. Przed godziną policyjną przyszły do nas przerażone i zapłakane Babcia i Ciocia, matka i siostra Ojca. Przyszły nas pożegnać i przyniosły nam bochenek chleba i kawałek słoniny. Ich ówczesny lokator – żołnierz sowiecki ze straży granicznej – wrócił wieczorem do domu i powiedział im, że na pewno tej nocy będą wywozić ludzi wcześniej spisanych. Po wyjściu Babci i Cioci namówiłyśmy do pójścia spać młodsze rodzeństwo: dwunastoletniego Stasia, który tego dnia miał podwyższoną temperaturę i ból gardła, dziesięcioletnią Terenię i ośmioletniego Antka. Same – Mama, Alina, Marysia, Jasia i Zosia – zostałyśmy w stołowym pokoju, zdenerwowane i oczekujące. Był z nami młody lekarz, Żyd z Łodzi, Rogoziński, który mieszkał wtedy u nas w naszym „panieńskim” pokoju z werandą. Wprowadził się on po 

Wiersze pisane w drodze. Na marginesie twórczości Ludwiki Biesiadowskiej-Szklarek - Jolanta Załęczny

                                                                            

                                               Wiersze pisane w drodze. 
        Na marginesie twórczości Ludwiki Biesiadowskiej-Szklarek
                                                    - Jolanta Załęczny




„Może to się Pani przyda, znalazłem wśród rodzinnych szpargałów” – powiedział mój znajomy Sławomir Szklarek, przekazując mi skromny tomik poezji zatytułowany „Po drodze” wydany w Glasgow i dwie kserokopie pro-gramów wojskowych spotkań. „Biesiadowska, autorka wierszy, to była moja ciotka” – dodał. Jedna kopia zawierała program uroczystości na powitanie Na-czelnego Wodza gen. Władysława Sikorskiego w Buzułuku w grudniu 1941 roku, znajdowała się w nim informacja, e wiersz ochotniczki Ludwiki Biesiadowskiej recytowała inna ochotniczka Jadwiga Domańska. Wiersze pisane w latach 1940-1943 rzeczywiście powstawały niejako „po drodze”, a zamieszczone pod tekstami miejscowości zdradzały długą tułaczkę autorki: 1940-1941 łagier Jaja, 1941 Buzułuk, 1942 Krasnowodsk, Kanaqin, Kermine i Rehowoth, 1943 Tel-Aviv, Kair, Stambuł i Jerozolima…

Dla historyka każdy ślad przeszłości jest ciekawy i zachęca do poszuki-wań1. I tak zaczęła się moja bliższa „znajomość” z Ludwiką Biesiadowską i jej poezją. Nasuwało się wiele pytań… Jakie były jej losy? Jaką drogę przebyła? Dlaczego trafiła na Syberię? Już pobieżna analiza dat i miejsc sugerowała, e autorka wierszy ma w swojej biografii także syberyjską przeszłość. W jaki sposób z syberyjskiego łagru dotarła do armii? Jak został przyjęty jej wiersz przez gen. Sikorskiego? Pytania mnożyły się, rosło zaciekawienie i chęć poznania losów kobiety- żołnierza z syberyjskim rodowodem. Ambasador Stanisław Kot wspominał,że cię ko szło z uzyskaniem od

Wagony na szerokich torach - Czesław Kisły

                                                                                

                          Wagony na szerokich torach - Czesław Kisły


Zamiast wstępu

Niniejsze wspomnienia są nieprofesjonalnym, prostym zapisem wydarzeń, przeżyć i doznań z mojej syberyjskiej tułaczki w latach 1941 - 1946.
Wspomnienia te poświęcam moim rodzicom i tym wszystkim ofiarom stalinowskiego reżimu, którym nie udało się przeżyć katorżniczej niewoli.
Czas zaciera fakty i odchodzą na zawsze naoczni świadkowie tamtych mrocznych dni. Zatem niech moje wspomnienia będą świadectwem martyrologii narodu polskiego na bezkresnych obszarach dalekiej Syberii.

                                                                                                                Czesław Kisły

Moja mała Ojczyzna

Malowniczo położona Zołwica była o każdej porze roku wyjątkowo piękna. Dookoła nowo zbudowanego domu rósł wieloowocowy sad. Od wczesnej wiosny do późnej jesieni stale tam coś kwitło i owocowało. Z okien domu rozpościerał się widok na pobliski las, uprawne pola i tajemnicze jezioro Uklańskie, które latem o wschodzie słońca mieniło się blaskiem tęczy i budziło ze snu krzykiem mew. Wieczorem jego rozległą toń pokrywała mgła i słychać było jedynie pluskanie ryb i trzepotanie skrzydeł wodnego ptactwa. Przyroda tętniła tu swoistym życiem. Właśnie w tym cudownym otoczeniu ujrzałem po raz pierwszy świat.
Okres dzieciństwa w Zołwicy w powiecie brasławskim, w wileńskim województwie, kojarzy mi się do dziś ze słońcem, radością i bezgraniczną miłością, jaką darzyli mnie, mojego brata i siostrę nasi rodzice. Byli to ludzie wyjątkowo pracowici, skromni i uczciwi. Zgodnie prowadzili gospodarstwo rolne. Ojciec również aktywnie uczestniczył w pracach Rady Parafialnej w Kościele Rzymskokatolickim w Ikaźni. Mama była chórzystką w tym kościele.
Dom nasz był zawsze gościnny i otwarty. Bywali w nim często liczni krewni, znajomi i przyjaciele. Nasi goście chętnie spędzali wolny 

A WOKÓŁ KAZACHSTAŃSKI STEP...-Zofia Helwing

                                                                                   

                        A WOKÓŁ KAZACHSTAŃSKI STEP...Zofia Helwing


Czy zawsze człowiek człowiekowi jest wilkiem? Na pewno nie zawsze, i to rodzi nadzieję, że kiedyś ludzie całego świata staną się przyjacielscy, wyrozumiali i tolerancyjni, wspomagający się nawzajem... ale bywają takie okresy w różnych geograficznych częściach świata, że te straszne słowa stają się prawdą zrodzoną przez wzgardę do człowieka.

W tym właśnie przerażającym okresie znaleźliśmy się, pod przymusem deportacyjnym, w tej części świata, gdzie wzgarda dla człowieka i wszechobecny strach była codziennością, gdzie zapadały wyroki bez sądu a śmierć dzieliła się na natychmiastową – strzałem w tył głowy – lub rozłożoną na lata ciężkiej katorgi w łagrach, w licznych miejscach przymusowej pracy rozsianych po rozległych terenach ZSRR.

Strach noszący w sobie cechy wilcze. On coś wie, ale boi się mówić, a zapytany najczęściej odpowiada, i to rozglądając się wokół ... „nie znaju” – nie wiem. Odpowiada tak, gdyż nie jest pewien tego w jakim celu pytanie zostało skierowane, czy nie ma w nim ukrytej myśli. I tak utarło się powiedzenie, że wokół nas to same „nieznajki”, to znaczy ci, którzy nigdy, niczego nie wiedzą, bo tak jest bezpieczniej.

Strach. Tym strachem była również ogarnięta młoda pracownica Ambasady Polski w Kujbyszewie, dokąd przybyliśmy jesienią 1942 roku, jadąc przymusowo do Azji. Zadaliśmy proste pytanie...
„dlaczego”? Dlaczego nas Polaków, zwolnionych z łagrów jesienią 1941 roku na mocy układu między rządem Polski w Londynie a rządem ZSRR w Moskwie, ponownie deportuje się do Kazachstanu? Nie odpowiedziała, a proszona o umożliwienie kontaktu z Sekretarzem Ambasady, który na

W drodze na Syberię- Eugeniusz Lachocki



                                                                         

                              W drodze na Syberię- Eugeniusz Lachocki

Eugeniusz Lachocki urodził się na Polesiu. W 1940 roku został wywieziony wraz z rodziną na Syberię. W 1942 roku wyjechał stamtąd z Armią Polską tworzoną przez gen. W. Andersa w ZSRR. Walczył we Włoszech i po wojnie osiadł w Wielkiej Brytanii. Po ukończeniu studiów i uzyskaniu dyplomu inżyniera elektroniki wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie pracował do czasu przejścia na emeryturę. Obecnie mieszka na Florydzie. Publikowana relacja pochodzi z książki zatytułowanej Stracone Polesie, wydanej w roku 1993 w Stanach Zjednoczonych.

*

Patrząc na druty kolczaste poczułem się jak dziki zwierz w klatce. Za drutami zostały moje marzenia ukończenia studiów, moja młodość, moje beztroskie życie w gronie rodziny i przyjaciół. Po tej stronie drutów utrata wolności, odpowiedzialność za rodzinę, Syberia i z nią związana pewnie ciężka praca, głód, mróz i może nawet śmierć. Przeklinałem Hitlera i Stalina.

Odwiedzający nas ludzie tłoczyli się wokoło kolczastych drutów, przekazując ostatnie pożegnania i zapewnienia pamięci i pomocy. Pod wieczór niektórzy młodzi chłopcy potrafili wymknąć się z zagrody i zmieszać się z tłumem. Żołnierze nie mieli listy więźniów, więc było trudno sprawdzić czy ktoś uciekł. Nie mogłem sobie pozwolić, żeby myśleć o ucieczce, przecież nie zostawię młodsze rodzeństwo, Mamę i Babcię samych.

Wreszcie zapędzono nas znowu do swoich wagonów. Żołnierze zamknęli

Aresztowanie – Anna Urbanowicz


                                                     

                                             ♦Aresztowanie – Anna Urbanowicz♦

RELACJA Z DOMIESZKĄ SARKAZMU

W zbiorach Instytutu Polskiego i Muzeum gen. W. Sikorskiego (kolekcja 138, t. 288) znajduje się relacja opatrzona numerem 11631. Jej autorką jest Anna Urbanowicz, uczennica, ochotniczka. Niestety, wiadomo o niej tylko tyle, co można wywnioskować z niniejszego tekstu. Sądzę, że była córką oficera rezerwy, przed wojną administratora podwarszawskiego majątku. W kwietniu 1940 roku razem z matką, bratem, babcią Stanisławą oraz ciocią z synem, została zatrzymana przy nielegalnym przechodzeniu przez granicę w rejonie Ostrowi Mazowieckiej. Ciekawą postacią była babcia, prawdopodobnie mieszkająca w Białymstoku (w województwie białostockim), żona zmarłego wcześniej majstra włókienni-czego (osadnika?) pochodzenia niemieckiego o nazwisku Goltshall. Po krótkim pobycie w zaimprowizowanym areszcie w Lubotyniu Anna i jej babcia zostały przewiezione do Szepietowa, tam przeprowadzono wstępne śledztwo i uwolniono S. Goltshall. Natomiast Annę Urbanowicz dowieziono wagonem do więzienia w Białymstoku.

Znamy już sporo relacji z tego miejsca przeklętego przez ofiary NKWD i potem Gestapo. Relacja jednak Anny zawiera kilka oryginalnych informacji i ocen z życia więźniarek. Autorka obiektywnie opisała zachowanie funkcjonariuszy, także w tym przypadku zdobyła się na drwiny. Prawdopodobnie otrzymała wyrok 5 lat pobytu w łagrze. Nie opisała drogi na wschód. Wiadomo jedynie, że trafiła do Nowego Koksynu w Kazachstanie. Ten obóz dopiero powstawał, więźniarki zatrudniono przy sypaniu wałów kanałów nawadniających. Sławomir Kalbarczyk w wykazie łagrów sowieckich uwzględnił dane z relacji A. Urbanowskiej, ale nie korzystał z niej

Wycieczka w stepy kirgiskie-Adam Suzin


                                                  
 
Adam Suzin – Wycieczka w stepy kirgiskie
 
* Adam Suzin – Wycieczka w stepy kirgiskie Adam Suzin urodził się w 1800 roku z powiecie Kobryń (dzisiejsza Białoruś). Biografowie jako miejsce jego urodzenia podają Zaleszany lub Kulinowszczyznę w tymże powiecie. Rodzina jego legitymowała się szlachectwem, a dom rodzinny prowadzony był zgodnie z przynależnymi rodom szlacheckim atencjami do kształcenia dzieci i wychowywania ich w duchu patriotycznym. Mając 19 lat A. Suzin rozpoczął studia na Wydziale Fizyczno-Matematycznym (1819) Uniwersytetu Wileńskiego. Tam związał się z młodzieżą filarecką i podobnie jak inni z tego kręgu został aresztowany. Zesłano go do twierdzy Kizył niedaleko Orenburga. Na zesłaniu spotkał się z Tomaszem Zanem i obaj prowadzili badania przyrodnicze Kraju Orenburskiego. W 1834 roku odbył podróż na teren Kazachstanu i poczynił interesujące obserwacje dotyczące życia i historii Kazachów. W roku 1837 został zwolniony z zesłania, przez jakiś czas przebywał w Petersburgu, potem w Kijowie. Ostatnie pięć lat życia spędził w Warszawie, gdzie zmarł w 1879 roku. Publikowana poniżej relacja to wielowątkowy obraz życia Kazachów, stanowiący dzisiaj ważne źródło do rekonstrukcji katalogu faktów kulturowych tego stepowego narodu, wielowiekowego dziedzica przestrzeni kazachskich stepów. Współcześni uczeni kazachscy są zdania, iż opisy A. Suzina to ważny dokument pozwalający na

Ciągle myślało się o jedzeniu - Teofila Kieruzel


                                              Teofila Kieruzel – Ciągle myślało się o jedzeniu
 
Nazywam się Teofila Kieruzel (z domu Budźko). Urodziłam się 10 marca 1933 r. w osadzie Krzemienica Dolna. Ojciec nazywał się Kazimierz Budźko, a matka Bronisława z d. Jaśkiewicz. Ojciec był osadnikiem wojskowym (ochotnikiem).
 
Mieszkaliśmy w Krzemienicy Dolnej w powiecie wołkowyskim w województwie białostockim. Do 1940 r. mieszkaliśmy w tej osadzie. W nocy 10 lutego 1940 r. zostaliśmy aresztowani i z całą rodziną: ojcem, matką, starszą siostrą Heleną (urodzoną w 1926 r.) i młodszym bratem Henrykiem (urodzonym w 1935 r.) wywieziono nas podwodami na punkt zbiorczy, skąd następnego dnia odwieziono nas na dworzec do Zelwy. Była wichura i silny mróz. Brat w drodze odmroził ręce. W punkcie sanitarnym rozcierano je tak, że wszystko wróciło do normy.
 
 Najstarszy brat Józef uczył się w gimnazjum w Brześciu i mieszkał na stancji, więc został [uniknął wywózki]. Jeden z sąsiadów widząc, co się

Obrazki z dzieciństwa w syberyjskiej tajdze - Edward Wierzbicki

                              

      Obrazki z dzieciństwa w syberyjskiej tajdze 
- Edward Wierzbicki

Pierwsze obrazy z dzieciństwa utrwalone w pamięci są zazwyczaj związane z miejscem urodzenia, z domem, ogrodem i najbliższą okolicą. Moje pierwsze obrazy, które zapamiętałem, są powiązane z zupełnie innym miejscem, od moich stron ojczystych znacznie oddalonym geograficznie, klimatycznie i kulturowo1.

Wystarczy, że przymknę oczy i widzę szarą drewnianą chatę, jedną z wielu w kilku szeregach, wzdłuż gruntowych dróg – ulic, gdzieniegdzie pojedyncze drzewo, studnia z żurawiem. Osiedle – posiołok; z trzech stron przyległe pola uprawne, otoczone wszystko dookoła wysokim ciemnym lasem – tajg ą, z której wyłania się srebrzysta wstęga rzeki,

Wspomnienie z tułaczki syberyjskiej - Irena Świdlik



                Wspomnienie z tułaczki syberyjskiej 
- Irena Świdlik 


Rok 1942-1943

Był rok 1942. Wraz z rodzicami jechałam pociągiem wojskowym z Taszkientu do Krosnowodzka nad Morzem Kaspijskim, z Rosji w daleki świat. Pociąg był osobowy, w czterech pierwszych wagonach jechały sieroty po Sybirakach, których opiekunką była Hanka Ordonówna. Dalsze wagony były zapełnione cywilami i żołnierzami z armii gen. Władysława Andersa. Nie pamiętam, jak długi był pociąg. Miałam tylko 8 lat.

Ludzie siedzieli ciasno w przedziałach. W pewnym momencie rozległ się straszny huk, a pociągiem wstrząsnęło tak, że ludzie pospadali z ławek. Po chwili całkowitej dezorientacji i strachu, ludzie wybiegli z pociągu zobaczyć, co się stało. Widok był okropny. Dwa pierwsze wagony leżały na nasypie kolejowym, następny był wypiętrzony w górę. Z wagonu słychać było krzyki i płacz dzieci. Dowiedziałam się od mamy, że wjechał w nas inny pociąg wykolejając pierwsze wagony naszego składu. Po chwili jadący z nami żołnierze zajęli się rannymi dziećmi. Martwe układano wzdłuż wagonu i przykrywano

Wspomnienia łagiernika- Edward Kuczyński


                
                               Wspomnienia łagiernika- Edward Kuczyński♦

Autor relacji był żołnierzem Armii Krajowej. 1 listopada 1944 roku został aresztowany w Białymstoku, gdzie w tamtejszej siedzibie NKWD przy ul. Ogrodowej poddany był uciążliwemu śledztwu. Skazany został na 10 lat łagrów. Z Białegostoku przewieziony został do więzienia w Grodnie, potem do Orszy i Witebska. Następnie wysłany został do obozu w rejonie Krasnojarska, gdzie w okolicy stacji kolejowej Renota pracował przy budowie kolei. Tam uległ wypadkowi i po wyleczeniu ran przewieziony został do obozu nr 4 w okolicach Karagandy (Kazachstan). Pracował tam przy budowie kopalni oraz w zakładach przeróbki węgla, następnie zaś jako górnik. W roku 1954 został uwolniony i powrócił do Białegostoku.

*

Zostałem zaliczony do ludzi całkowicie wycieńczonych, nie nadających się do żadnej pracy. Nazwa choroby „dystrofia”, tj. skazany na powolne konanie. Ale rogata polska dusza nie chciała wyjść z ciała. Wywieziony zostałem do obozu nr 2, rolniczo-gospodarczego, który zaopatrywał wszystkie mniejsze obozy pracy w żywność. Był tu także centralny szpital dla ciężko chorych, do którego przywożono ludzi z mniejszych obozów. Kilkadziesiąt brygad musiało obrobić wszystkie pola i przygotować wyżywienie dla wszystkich obozów. W baraku mieszkało około 200 ludzi. Na narach do spania, jedzenia i odpoczynku mieściły się 4 osoby. Dla chorych były łóżka. W baraku dla inwalidów były poczwórne nary.

Ludzi było bardzo dużo, w przybliżeniu około pięciu tysięcy, różnych narodowości. Zostali przywiezieni z całej Azji i z połowy Europy, a nawet byli Niemcy, Francuzi, Anglicy, wszyscy nie wojskowi. Większość była w takim samym stanie jak ja, całkowicie wycieńczeni. Wszyscy podzieleni na brygady. Od czasu do czasu prowadzono na roboty, które jeszcze mogliśmy wykonywać i gdzie można było coś ukraść do jedzenia. Organizm przed sobą nie widział nic, wołał tylko jeść. Przed drzwiami kuchni stałem po 3-4 godziny, 

Pracowaliśmy, żeby dostać chleb i przeżyć - Eugenia Wójcik

Eugenia Wójcik – Pracowaliśmy, żeby dostać chleb i przeżyć .
 
NKWD wtargnęło do nas nocą 10 lutego 1940 r. Było nas w domu siedmioro – rodzice i pięcioro dzieci. Rodzice zostali zaatakowani bronią, kazano im podnieść ręce do góry i stanąć pod ścianą, a dzieci miały się pakować. Najstarsza siostra miała 12 lat, ja 10, a pozostali byli młodsi. Najmłodsza siostra miała dwa lata. Zdążyliśmy tylko wziąć pościel, z odzieży tylko to, co mieliśmy na sobie, nie dano nam zabrać żywności. Nie powiedziano nam dokąd jedziemy. Kazali ojcu zaprząc konia we własny wóz i tak pod bronią zostaliśmy zawiezieni do Przemyśla na stację. Tam zostaliśmy władowani do bydlęcych wagonów. Załadowano cały pociąg, nie pamiętam ile było wagonów. W wagonie było ciasno, na środku stał mały piecyk, były też wycięte w podłodze dziury do załatwienia potrzeb fizjologicznych.
 
Na stacji staliśmy dość długo, gdyż zwożono ludzi z kolejno wysiedlanych miejscowości. Ludzie w wagonach krzyczeli, płakali i próbowali uciekać. Nie wiem, czy ucieczki się udawały. Mój ojciec też próbował uciec, ale mu się to nie udało. Ludność miejscowa nie mogła nic podawać do wagonów, które były zaryglowane i pilnowane. Nie pamiętam ile staliśmy na stacji.

„A jeśli chodzi o Białystok…”- Tadeusz Węgrzyński



„A jeśli chodzi o Białystok…”- Tadeusz Węgrzyński


W czasie wybuchu wojny mieszkaliśmy w Białymstoku przy ulicy Kochanowskiego 21. Rodzice mieli domek. W czterdziestym roku, 13 kwietnia nad ranem (to była trzecia rano), sąsiadka powiadomiła nas, że Sowieci wywożą wszystkie rodziny w nieznanym kierunku. Wyszliśmy z domu, chodziliśmy po ulicach, ciemno jeszcze było, bo to był kwiecień, ale już zaczęło widnieć. Trzeba było wracać do domu, nie wiedzieliśmy, co się stało.

Gdy tylko wróciliśmy do domu, podjechał samochód, wysiedli Sowieci i okrążyli nasz dom. Mama zaczęła się pakować jeszcze zanim weszli, bo była pewna, że nas zabiorą. Jeden oficer sowiecki wszedł do domu, spojrzał na mamę i mówi:

– Chaziajka1, pakujecie się?
– A tak.
– A gdzie wy pakujecie się?
– Słyszałam, że nas wywożą do muża2.

--------------
1 Chaziajka (jęz. rosyjski) – gospodyni.

2 Muż (jęz. rosyjski) – mąż.
----------------------------

– Ano tak. No to pakujcie się, macie piętnaście minut na spakowanie się. W domu w tym czasie byłem ja, mama i starsza siostra; brata nie było, bo

Wspomnienia syberyjskie - Waldemar Zenon Kiljanek


      Wspomnienia syberyjskie - Waldemar Zenon Kiljanek

Byłem ofiarą eksodusu trwającego od 13 kwietnia 1940 r. do 6 czerwca 1946 r. Ponad sześć lat przetrwałem i wróciłem. Najbliżsi rodacy przekonali mnie, że powinienem przekazać do historycznego skarbca narodu wspomnienia z tego okresu.

Urodziłem się w [1928 r.] w Białymstoku. Do wybuchu II wojny światowej w 1939 r. żyłem bez trosk, w dostatku pod troskliwą opieką rodziców, a zwłaszcza pod czułym i fachowym okiem ojca, weterana I wojny światowej, jeńca obozu niemieckiego z lat 1917 – 1918, uczestnika wojny polsko-bolszewickiej z 1920 r. i kadrowego żołnierza 42 

Ucieczka z „Maksyma Gorkiego” - Feliks Milan


                Ucieczka z „Maksyma Gorkiego” - Feliks Milan

W 1947 roku w dalszym ciągu pracowałem w obozowym szpitalu, ale już nie jako sanitariusz, tylko jako rachmistrz. Warunki, w porównaniu z innymi, miałem nienajgorsze. Uważałem wówczas, że życie w obozie jakoś mi się ułoży i uda mi się przeżyć. Nie przypuszczałem, że za parę miesięcy znów znajdę się w kopalni i będę tam ciężko pracował już prawie do końca wyroku. Pobyt w szpitalu miał dobrą stronę – pozwolił mi bowiem zaadaptować się do nie tylko ciężkiego klimatu Kołymy, ale także do warunków w tym nowym życiu i do atmosfery, która tam panowała. Nabrałem wprawy w walce o przeżycie. Później okazało się, że przede mną było 

Wspomnienia-Danuta Pietrzak



                             Wspomnienia - Danuta Pietrzak
 
Nastał rok 1939, miesiąc wrzesień. Z Sowietami podpisaliśmy pakt onieagresji1, a oni 17 września przekroczyli wschodnią granicę. Złamali pakt, zadając cios od tyłu Polsce, która borykała się z najeźdźcą niemieckim. Ojciec wrócił ze służby i w szybkim tempie zaczął się pakować do drogi. Trochę bielizny, żywności. Wiedzieliśmy tylko tyle, że wraz z tajnymi aktami i z kolegą „po fachu” jad ą w stronę Litwy. Krótkie po żegnanie z mamą i z nami: „Nie martwcie się, szybko wrócę” i cicho wypowiedziane słowa „a może nie”. Wówczas miałam 15 lat, a brat Czarek – 11. Ojca już nie zobaczyliśmy.Został zamordowany przez sowietów w Miednoje 2 (obóz Ostaszków) między 5 a 7 kwietnia 1940 r. Stało się to tuż przed naszym wywiezieniem do Rosji. Jednak dowiedzieliśmy się o tym dopiero po powrocie do kraju. Wszystkie pisane w tym okresie listy do obozu w Ostaszkowie wracały z adnotacją „adresat wybył”. Od ojca dostaliśmy jedynie dwa listy, ostatni z lutego 1940 r. Przytoczę fragment wypowiedzi jednego z ocalałych, więźnia z Ostaszkowa: „Tak wlokły się beznadziejne dni, aż nadszedł dzień 4 kwietnia 1940 r. Tego dnia odszedł z obozu pierwszy transport – około 70 ludzi. Zaczęło się rozładowywanie obozu”.